Nasze projekty
fot. Pawel Loj / Flickr

Wczesna Komunia Święta. Co dzieci z tego zrozumieją?

Nie ze wszystkich moich pomysłów wychowawczych jestem dumna. Wiele rzeczy chciałabym zmienić. Ale są i takie, których słuszności jestem absolutnie pewna, a jedną z nich jest posłanie trojga naszych dzieci do wczesnej Komunii Świętej.

Reklama

Baranki młode

Nie ze wszystkich moich pomysłów wychowawczych jestem dumna. Wiele rzeczy chciałabym zmienić, poprawić, z perspektywy czasu wiem, że mogliśmy postąpić inaczej – wszyscy rodzice wiedzą, o czym mówię. Jest też na szczęście konkretny pakiecik decyzji, których słuszności jestem absolutnie pewna, i jedną z nich jest posłanie trojga naszych dzieci do wczesnej Komunii Świętej (dwie najmłodsze jeszcze za małe). Dwoje przygotowaliśmy indywidualnie, z pomocą zaprzyjaźnionego wikarego krakowskiej parafii (synek miał niespełna siedem lat, córka skończone sześć). Z trzecim korzystaliśmy z cudnego programu przygotowań komunijnych dla dzieci z edukacji domowej, opracowanego przez Olę Sawicką i ojca Przemka Ciesielskiego OP. Każda Msza komunijna wyglądała zupełnie inaczej – skupiony i szczęśliwy F. przyjmował Pana Jezusa w Wielki Czwartek, w zapełnionym kościele. Malutka, bielutka Ł. biegła do ołtarza w ciepły dzień czerwcowy, na kameralnej Mszy tylko dla niej i jej gości. A nasz J., szczerbaty zadymiarz, maszerował w czterdziestoosobowej grupie uradowanych „Baranków”, z których najmniejsi nie skończyli jeszcze sześciu lat.

Reklama

Dlaczego?

Dlaczego to robimy? Bo jesteśmy przekonani, że małe dzieci też potrzebują wsparcia Łaski.  Bo pragną bliskiej i osobistej relacji z Panem Bogiem. Bo mają wspaniałą intuicję wiary i zadają pytania godne mistyków. Bo lepiej je umocnić do mierzenia się z pokusami tego świata na samym początku świadomego życia, żeby rosły już karmione Ciałem Pańskim i w jakiś sposób – z Niego były budowane.

Robimy to też po to, żeby zapewnić naszym dzieciom piękne, spokojne doświadczenie pierwszej Spowiedzi. Bez nerwowych kolejeczek, karteczek, rubryczek. Nie etap do odfajkowania na parę tygodni przed Komunią i potem do powtórzenia w przeddzień (swoją drogą, jak się tłumaczy tym dzieciom po pierwszej Spowiedzi a przed drugą, że nie mogą iść po Pana Jezusa na najbliższej Mszy św? Przecież mogłyby!) Nie stres i broń Boże nie trauma.

Reklama

Starsi spowiadali się bezpośrednio przed Mszą komunijną, pamiętam zwłaszcza wracającą od konfesjonału Ł, maleńką, ubraną na biało, roześmianą blondyneczkę – i idącego tuż za nią wielkiego, czarnobrodego i odzianego w czarną sutannę księdza Łukasza, z którego widać było tylko białe zęby. Tak sobie szli i się radowali.

Ale tak zupełnie na świeżo mam w pamięci dreszcz mistyczny przy tegorocznej Spowiedzi naszego J. Najświętszy Sakrament na ołtarzu, w tle spokojny śpiew adoracyjny, w prezbiterium dwaj Ojcowie Dominikanie. Klęczeliśmy w nawie głównej, całymi rodzinami. Dzieci podchodziły do spowiedników, siadały obok nich, chowały się w cieniu ołtarza. Po rozgrzeszeniu Ojcowie podnosili je, przytulali i odprowadzali albo odnosili na rękach do rodziców, a rodzice nakładali białą szatę, przygotowaną dla Zaproszonych na Ucztę. Klęczałam i patrzyłam, jak mały, ubrany w ciemne kolory synek siedzi obok białego zakonnika, opowiada z powagą i obaj machają sobie odruchowo stopą. A potem Ojciec przyniósł mi go, roześmiany – obraz Boga Miłosiernego, który się nie posiada z radości, że człowiek do niego wrócił. Nakładałam białą szatę i sobie myślałam, że te niecałe siedem lat wcześniej oddano mi na ręce syneczka ochrzczonego, a teraz przyniesiono takiego odświeżonego po spowiedzi – oto chrześcijanin przywrócony do ustawień fabrycznych. Znowu cały na biało.

To nie jest tak, że na takie doświadczenia zasługują tylko wyjątkowe dzieci z wyjątkowo świątobliwych rodzin wyłonionych w specjalnym konkursie. Czy coś. Każde dziecko zasługuje na dobre, radosne i głębokie przeżycie pierwszej Spowiedzi i Komunii. To jest fundament życia chrześcijańskiego, to ma być początek zaangażowanego uczestnictwa w życiu religijnym, a nie koniec (… jak już człowiek wypełni te wszystkie rubryczki z Różańca, Drogi Krzyżowej, Rorat i czego tam jeszcze, to w nagrodę pójdzie do Komunii i już nie będzie musiał więcej na to wszystko uczęszczać, aż do Bierzmowania…).

Reklama

Czy to trudne?

Czy przygotowanie dziecka do wczesnej Komunii jest trudne? Nie bardziej niż normalne wychowanie w katolickim domu. Zasadniczo robimy to co zwykle, chodzimy do kościoła, modlimy się, rozmawiamy dużo i odpowiadamy na pytania. Wykorzystujemy okazje, takie „korytarze transferowe” zainteresowania jakimś tematem, do hojnego szuflowania wiedzy religijnej, ale katechizmu na pamięć nie zakuwamy. Efekty są, z Bożą pomocą, widoczne. Tak w ogóle to uważam, że przygotowań, takich specjalnych – spotkań, konferencji i rekolekcji – potrzebują przede wszystkim rodzice, bo to oni są głównymi „tubami” Dobrej Nowiny dla swoich dzieci, i często przydałyby im się narzędzia skutecznego przekazywania wiedzy religijnej i doświadczenia wiary. Zastosują je skuteczniej niż jakikolwiek katecheta. Myślę sobie po cichutku, że naprawdę warto zrewidować przyjęty od lat w polskim Kościele system masowych przygotowań rocznikowych. Będzie to trudne, ale konieczne – i bezcenne dla przyszłości całej wspólnoty wierzących.

Tytułowe pytanie to Argument Argumentów, Gruba Berta i Wunderwaffe, wyciągana w dyskusjach przez rozmaite osoby postronne (niestety również duchowne): CO TE DZIECI Z TEGO ROZUMIEJĄ?

Odpowiadam: a ciocia/pani/ksiądz – co z tego rozumie? Bo ja nie rozumiem. Ja tylko wierzę. Nasze dzieci, z całą siłą swoich niespaskudzonych serduszek, też wierzą.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę