Nasze projekty

1 : 0 dla Jezusa

Takiego meczu Stadion Narodowy jeszcze nie widział. Prawie 60 tysięcy kibiców i graczy jednocześnie - trybuny i "murawa" wypełnione po brzegi. A gra? Właściwie do jednej bramki... "Jezus na stadionie" - pod takim hasłem w sobotę (6 VII 2013) w Warszawie odbyły się wielkie modlitewne rekolekcje.

Reklama
1 : 0 dla Jezusa
fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media

Sobotni poranek w Warszawie. Stoimy na przystanku tramwajowym przed Mostem Poniatowskiego. Za Wisłą widać fragment biało czerwonego wielkiego koszyka czy kapsla – różnie warszawiacy nazywają Stadion Narodowy. Czekamy na tramwaj, by dojechać na spotkanie z ugandyjskim księdzem o. Johnem Bashoborą. Pierwszy tramwaj – zapchany tak, że nawet szpilka się nie zmieści. Ludzie przyciśnięci do szyb, stojący na schodkach. Nie ma szans. Sytuacja w Warszawie normalna w dni powszednie w godzinach szczytu, ale nie w sobotę rano! Podjeżdża kolejny skład – tłok. Nie zmieścimy się. Przepuszczamy jeszcze jeden tramwaj i w końcu udaje nam się wcisnąć.

Przed stadionem tłum wysypuje się na przystanki, znika w przejściach podziemnych i ponownie pojawia się w pobliżu wielkiego kapsla. Ludzie ciągną ze wszystkich stron. A to nie jest koncert Madonny, to nie Mistrzostwa Europy! Blisko 60 tysięcy katolików – młodych i starszych, ubogich i bogatych, z dziećmi i bez, zdrowych i chorych, z całej Polski – przyjechało na warszawską Pragę. Modlić się. I słuchać.

1 : 0 dla Jezusa
fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media

Stadion zapełnia się błyskawicznie. Dach zasunięty, ale przedpołudniowe światło przepuszczone przez jasne, ruchome  sklepienie rozlewa się przyjemnie po trybunach i na płycie boiska. Murawy oczywiście nie ma. Na tego typu, masowe imprezy przygotowywane jest twarde podłoże. Zamiast bramki stoi ołtarz na podeście w kształcie serca z wychodzącymi, biało czerwonymi promieniami. Symbolika oczywista dla wszystkich zgromadzonych. Obok stoi Krzyż, chyba po raz pierwszy na tym stadionie. Przed ołtarzem miejsce dla rodzin i tych najbardziej potrzebujących, którzy nie wejdą po stromych schodach trybun. Są tu chorzy na wózkach inwalidzkich, o kulach… Ludzie w różnym wieku i z różnymi przypadłościami. Ale atmosfera wcale nie przypomina szpitala czy kolejki do przychodni.

Reklama

 

 

Jest radośnie i wesoło. Jest modlitwa i jest nadzieja. Taka też jest kolejność :

Reklama

 

„Wiara to teraz. Nadzieja to przyszłość" – powiedział o. John Bashobora, czym wywołał aplauz zgromadzonych.

 

Reklama

Czarnoskóry kapłan z Ugandy, po raz pierwszy  pojawił się około godziny 10. Wraz z nim, w pobliżu ogromnego Krzyża na scenie obecny był gospodarz spotkania abp Henryk Hoser i bp Marek Solarczyk. Rekolekcje trwały cały dzień, do późnego wieczora. W tym czasie ks. John wygłosił trzy konferencje. Najważniejszym punktem była Eucharystia pod przewodnictwem biskupa warszawsko-praskiego abp Hosera, który podkreślił, że Chrystus leczy całego człowieka, duszę i ciało.

  • fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media
  • fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media
  • fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media
  • fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media
  • fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media
  • fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media

„Każda Msza św. jest jednocześnie czasem uzdrowienia” – mówił abp Hoser. Dodał także, że lekarstwem na rany, jakie powodują nasze grzechy, jest Eucharystia i Komunia św.

 

„Nie opuszczajcie rąk!” – prośba ks. Johna przetacza się przez stadion.  Las rąk, prosty rachunek wskazuje, że około 120 tysięcy dłoni w górze, robi potężne wrażenie. Ludzie się modlą. I mogą obserwować charyzmatycznego kapłana na wielkich telebimach podwieszonych pod sufitem. Widać i słychać, że ksiądz z Ugandy, mimo że mówi po angielsku a jego słowa są tłumaczone, nie ma najmniejszego problemu z kontaktem z wiernymi. Jak on to robi? Nie wiem. Ale to robi.

 

Zobaczyć 60 tysięcy ludzi, którzy kładą wzajemnie swoim bliskim albo nieznajomym dłonie na głowach i modlą się wspólnie to jest przeżycie, które na zawsze zostanie w pamięci. Sam ojciec Bashobora wygląda na skromnego człowieka. Jest skupiony, na początku konferencji, delikatnie, poprosił fotoreporterów o opuszczenie płyty stadionu. Nie chciał, by ktoś go rozpraszał. Nie wyglądał także na człowieka przytłoczonego ogromem stadionu i liczbą obecnych.

 

1 : 0 dla Jezusa
fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media

– „Dla niego nie ma znaczenia miejsce. Ważne jest spotkanie z Jezusem i świadectwo wiary” – mówi nam Katarzyna Matusz, rzecznik prasowy całego spotkania.  Ale na większości liczba zgromadzonych robi ogromne wrażenie.

 – „Pierwszy raz jestem na tak wielkim wydarzeniu. Na razie jestem bardzo pozytywnie zdziwiony tym, co widzę! Kiedy na Mszy Świętej kazanie trwa ponad 10 minut, to ludzie usypiają, a tutaj – katecheza ma ponad półtorej godziny, a ludzie są zaangażowani” – podkreśla młody i uśmiechnięty ojciec Marcin Wrzos, misjonarz oblat.

Podobne wrażenia mają cztery młode dziewczyny, siedzące obok siebie, wysoko na trybunie. Magda, Paulina, Marzena i Marta. Są pierwszy raz na spotkaniu z ojcem Johnem. – „Po tym co widzimy, nie dziwimy się, że takie rekolekcje gromadzą tyle ludzi! Myślałyśmy, że będzie dużo starszych osób. Ale jest pełno ludzi młodych, maturzystów i studentów. Bardzo nam się tu podoba. Nikt nie znajdzie słów, które oddadzą to, co dzieje się w sercu każdego z nas! Ta energia zaraża” – podkreślają.

Wśród „zarażonych” są  też Mariusz i Katarzyna, małżeństwo. Z  ojcem Bashoborą spotkali się już kiedyś w dwóch warszawskich kościołach u Jezuitów, przy ul. Rakowieckiej i u Dominikanów na Służewcu.

„Dla o. Bashobory wiara jest chlebem powszednim, jest czymś naturalnym. I chyba ta jego naturalność przyciąga takie tłumy. I głód Boga” – mówią.

1 : 0 dla Jezusa
fot. Sławomir Dynek/ Cogito Media

Mariusz na Służewcu był świadkiem sytuacji, w które trudno uwierzyć sceptykom, ale które dla osób wierzących są czymś naturalnym, choć stanowią silne przeżycie i trudno je opisać. „To była modlitwa o uwolnienie.  Gdy o. John szedł przez kościół z Panem Jezusem, słychać było pierzchające Złe Duchy, wiele osób doświadczało tej łaski. Gdy jest wystawiony Najświętszy Sakrament dzieją się największe cuda” – podkreśla.

 

Fenomen imprezy, która została nazwana „Jezus na stadionie” jest jednoznaczny. „Potrzebujemy formacji opartej na osobistym spotkaniu z Chrystusem, na adoracji, która jest nauką modlitwy. Potrzebujemy medytacji, indywidualnego wyciszenia. Ale w tym samy czasie musimy pamiętać, że Kościół jest wspólnotą. Takie spotkania pokazują nam rzeczywisty wymiar wspólnoty, bo nie są manifestacją za albo przeciw, tylko próbą przybliżenia się do Chrystusa, otwarciem się na Chrystusa” – tłumaczył nam ks. Arkadiusz Lechowski z Łodzi.

 

To się działo na Stadionie Narodowym. Kilkadziesiąt tysięcy osób, 500 księży, kolejki do spowiedzi, księża egzorcyści w wielu sektorach. Takiego meczu na tym stadionie jeszcze nie było.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę