Nasze projekty

Zagrożone życie polskich misjonarzy

"Właśnie otrzymaliśmy alarm, że Seleka jedzie w naszą stronę, a więc ewakuacja..." - ten urwany post z dalekiej Republiki Środkowoafrykańskiej zmroził nam krew w żyłach.

Reklama

Urwane zdanie o ewakuacji napisał polski misjonarz, kapucyn, o. Benedykt Pączka. A Seleka to rebelianci – bandyci, którzy topią we krwi Republikę Środkowoafrykańską, grabią i mordują. Czekamy niecierpliwie, na kolejny wpis o. Benedykta. Odezwie się ponownie, czy już nie…

 

Kobieta z przestrzelonym brzuchem leżała na ziemi. Ostatkiem sił trzymała się życia. Krew była wszędzie. O. Robert Wnuk pochylał się nad ranną Murzynką. Dał jej rozgrzeszenie, zdążył dosłownie w ostatniej chwili. Dwie sekundy później kobieta nie żyła. Zabili ją selekowcy. To był pierwszy atak na misję kapucyńską, w Bocaranga. 21 stycznia 2014 roku zginęło tam 8 osób. Tego samego dnia Seleka uderzyła w drugą misję, w Ngaoundaye, gdzie jest o. Benedykt.

Reklama

 

Zagrożone życie polskich misjonarzy

„Zadzwońcie” –  krótki wpis od ojca Benedykta daje nadzieję, że wszystko jest w porządku. W słuchawce słyszymy młody głos misjonarza. Rozmowa trwa kilka minut, szybka wymiana zdań. Nasi misjonarze mają spakowane małe plecaczki z najpotrzebniejszym dobytkiem. W każdej chwili są gotowi do ucieczki. I tak teraz wygląda ich życie na misji. Gdy zbliżają się uzbrojeni rebelianci, siostry zakonne i zakonnicy razem z miejscową ludnością po prostu uciekają. „Nie mamy tu ochrony” – mówi nam o. Benedykt.

Reklama

 

Potem uparcie wracają do kościoła, do swoich domów. I żyją tak w ciągłym zagrożeniu.

 

Reklama

Republika Środkowej Afryki rozpadła się. Trawiona wojnami i konfliktami przestała istnieć – przynajmniej ONZ uznało ją za państwo upadłe. Ale w tym tyglu nienawiści zostali zwykli ludzie. Biedni i bezbronni. Wystawieni na żer uzbrojonych band, bezkarnie grasujących po całym terytorium. I w środku tego zamętu, w Bocaranga i Ngaoundaye przy granicy z Czadem i Kamerunem, są Polacy, misjonarki i misjonarze, razem ze swoimi podopiecznymi, a katolickie misje stały się dla biednej, miejscowej ludności (chrześcijańskiej i muzułmańskiej) ostatnim schronieniem. Dla nich są życiem. Dla Seleka – celem. „Misje zawsze są pierwszym celem. Mamy samochody. Ludzie u nas znajdują pracę – więc wiadomo, że tu są pieniądze. Misje to pierwszy front rebelii” – mówi o. Benedykt.

 

Ngaoundaye to niewielka, biedna miejscowość. Mieszka tu około 10 tysięcy ludzi. A siostry i bracia stworzyli tubylcom właściwie centrum życia.

 

Zagrożone życie polskich misjonarzy

– „Mamy pod opieką 100 niewidomych. Ślepotę u ludzi wywołuje pewien gatunek much. Opiekujemy się epileptykami. Dokarmiamy ponad 120 niedożywionych sierot. Pracujemy w szkole – uczymy 800 dzieci. To jedyna działająca tu szkoła w czasie tej rebelii. Otworzyłem szkółkę sportową. Gramy z dzieciakami w piłkę. Chcemy założyć szkółkę muzyczną. Mamy bibliotekę. Raz w tygodniu wyświetlamy filmy” – wylicza o. Benedykt. I to wszystko może zniszczyć wojna domowa.

 

Rebelianci z Seleki najpierw napadli Bocaranga – zostawili za sobą 8 zabitych. Potem pojawili się w  Ngaoundaye. Przyjechali motocyklami. Uzbrojeni w kałasznikowy i granatnik. Znali teren. Wiedzieli, że w misji są dwie siostry i jedna świecka misjonarka – Polki, i czterech zakonników, Polak, Włoch i dwóch Środkowoafrykańczyków. Najpierw wpadli do sióstr ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza. Kapucyni ruszyli z pomocą. Ich domy dzieli zaledwie 600 metrów. Ale co mogą zrobić uzbrojeni tylko w habity zakonnicy wobec bandytów z kałasznikowami? A co mogą zrobić zakonnice? Selekowcy ograbili siedzibę sióstr. Z każdą chodzili do pokoju na przeszukanie, zabierali pieniądze, telefony, wszystko co przedstawiało dla nich jakąkolwiek wartość. Jeden z bandytów zaciągnął do pokoju świecką misjonarkę Ewelinę Krasnowską. „Pociągnął mnie za bluzkę, liczył na coś jeszcze…” – opowiada Ewelina. Tu wszyscy znają realia, wiedzą jak postępują selekowcy. Zabójstwa, gwałty, rabunek – to ich domena. Niedawno porwali dwie 14-latki, żeby gwałcić je w swojej bazie…  Misjonarka zdołała opuścić pokój i wyjść na podwórze. Selekowiec ruszył za nią i przeładował broń. Ewelina się bała. Ale jeszcze bardziej bała się zostać sama z bandytą w pokoju.

 

Po chwili wszyscy ruszyli do domu Kapucynów. Bandyci wiedzieli, co i gdzie można znaleźć. „Jeden z nich wcześniej tu przychodził. Częstowaliśmy go kawą i colą. Rozmawiał z nami o pokoju!’ – wspomina br. Benedykt.

 

Zagrożone życie polskich misjonarzy

Na szczęście skończyło się na rabunku. Telefony, ubrania, pieniądze, samochody, motocykle – rzeczy należące do misjonarzy i miejscowej ludności trafiły w ręce selekowców. Na razie im wystarczyło. Na szczęście co nieco przegapili. O. Benedykt włączył jakiś komputer z internetem. Zawiadamia świat, prosi o pomoc i modlitwę…

 

Ostatni atak był w środę, 22 stycznia. Misjonarze mieli minutę na ucieczkę. Bandyci strzelali w ich stronę. I tym razem się udało przeżyć.

 

„Nasze życie jest zagrożone. Dwa razy nas prowadzili i ładowali kałasznikowy. Jeżeli przyjadą i będą chcieli nas zabić – to nas zabiją” – mówi z prostotą o. Benedykt Pączka. Jednak dobry humor i nadzieja go nie opuszczają. – „W związku z moim nazwiskiem, na tłusty czwartek przygotowujemy specjalną akcję. Będzie o niej głośno” – zapewnia nas i śmiejąc się kończymy rozmowę. – „Jesteśmy w kontakcie” – rzuca jeszcze na pożegnanie. 

 

Jeśli chcesz pomóc Kapucynom zajrzyj na www.misje.kapucyni.pl

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę