Nasze projekty

Czarny papież w Watykanie

Porządnemu prorokowi zawsze wiatr w oczy, a fałszywemu? Mewa.

Reklama

Ilość znaków na niebie i ziemi, które w przeciągu miesiąca nawiedziły naszą planetę może sugerować, że albo Bóg wspiera tabloidy sypiąc ze swego boskiego rękawa tanimi sensacyjkami, albo doszukując się ukrytych metafor – sami nieco przesadzamy.

 

Tak czy owak, w dementowaniu przepowiedni o końcu świata i teorii spiskowej dziejów Pan nam raczej nie pomaga. Pomińmy trzęsienia ziemi, konflikty zbrojne i komety spadające gdzieś hen daleko za Uralem. Już samo filigranowe państewko watykańskie obstawione na parę tygodni przez wozy transmisyjne wszystkich ekip telewizyjnych świata dostarczyło dziennikarzom takiej dawki „breaking news”, że przez kilka kolejnych wydań wiadomości można jarać się nimi jak stonka na wykopkach.

Reklama

 

Grom z jasnego nieba w dniu abdykacji Benedykta, pogodne niebo po ulewnym konklawe i świeży powiew wiatru, który już kiedyś przewracał podczas pogrzebu kartki otwartej Ewangelii.

Czarny papież w Watykanie

Reklama

Plus – oszołamiający spektakl, jaki zaserwowały nam mewy. Wpierw Benedykt wysyła gołąbka pokoju i omal go takowa nie zżera, a później, w dniu wyboru papieża trzy symboliczne mewy okupują w najlepsze komin Sykstyny.

 

Fabuła rodem z „Ptaków” Hitchcocka. Zwłaszcza, że jak zdążyli zauważyć podejrzliwi internauci, ów gatunek mew brzmiący z łac. Larus Argentatus przed czasem zdawał się zdradzać tożsamość albo wręcz… wskazywać na argentyńskiego papabile. Skrzydeł nie podcięli im nawet profesjonalni ornitolodzy, którzy szczerze twierdzą przed kamerami, że boskie stworzenia na dachu kaplicy to bogu ducha winne rybitwy.

Reklama

 

Zresztą, co by to pomogło? Rybitwy, czyli ryby, czyli ICHTYS, czyli Chrystus – machina apokaliptycznych teorii została już przecież rozpędzona i nawet zwykły ptak, co w dzień powszedni kala watykańskie pomniki, w ten oto dzień zdawał się potwierdzać złowrogie proroctwa: oto kres nadciąga nieubłagalnie i papież ów wybierany, zamknie na zawsze ziemski epizod Kościoła.

 

I tylko pozornie, widząc na balkonie bazyliki jasną karnację papieża, fani pradawnych ksiąg Malachiasza mogli odetchnąć z ulgą. Bo czyż generał Jezuitów nie zwan jest od wieków wiekiem „czarnym papieżem”? Zbiegów okoliczności jest zresztą więcej, ale czy to przypadek?

Czarny papież w Watykanie

Cóż, po Kodzie Leonarda Da Vinci pasjonaci mrocznych tajemnic Watykanu jarają się każdą drobną niezwykłością papiestwa jak Rzym za Nerona. A przecież Watykan to istne duchowe perpetuum mobile, stojące o niebo wyżej niż modne współcześnie neopogaństwo. Bo niby które inne państwo o przyroście naturalnym zerowym zdolne jest do przepoczwarzenia się z grupki dwunastu kolesi w największą wspólnotę wyznaniową na świecie i z pulą 1,181 miliarda wiernych niezmiennie pozostawać pod troskliwą opieką Tej Siły Wyższej, która z czułością powtarza wierzącym: „Jestem”.

 

A skoro „JEST” to nic dziwnego, że „sprawia dziwy na górze – na niebie i znaki na dole – na ziemi, by wreszcie nadszedł dzień Pański, wielki i wspaniały, w którym każdy, kto wzywać będzie imienia Pańskiego, będzie zbawiony” (Dz 2,19-21).

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę