Nasze projekty

Życie na własny rachunek

Kiedy tak myślę o Maryi, to mam przed oczami tę scenę, kiedy okazało się, że dwunastoletni Pan Jezus zgubił się w drodze powrotnej z corocznej pielgrzymki do Jerozolimy. Tak przynajmniej się wydawało Maryi i Józefowi, kiedy się spostrzegli, że Go nie ma w gronie powracających pielgrzymów.

Reklama
Życie na własny rachunek
„Ołtarz Jerozolimski”, ok. 1495-1500

Wygląda jednak na to, że Pan Jezus nie tyle zgubił się w tłumie, ile bardziej zupełnie świadomie został w Jerozolimie, skoro: odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania.

 

Jego obecność w świątyni nie była więc przypadkowa, zwłaszcza jeśli zwrócimy też uwagę na to, że wszyscy, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.

Reklama

 

Tak na marginesie, zupełnie naturalnym i oczywistym wydaje się, że Maryja z Józefem najpierw szukali Jezusa w najbliższym otoczeniu razem pielgrzymujących krewnych i znajomych, a znalezienie Go w świątyni było dla nich sporym zaskoczeniem. Nam też Pan Jezus nie raz gubi się z oczu i z życia. My jednak nie musimy powtarzać tej samej, co Maryja z Józefem, logiki odszukiwania Pana Jezusa. My to już powinniśmy wiedzieć, że najpewniej to Pana Jezusa można odnaleźć w świątyni, niekoniecznie w tłumie, wśród krewnych i znajomych.

Kiedy Go w końcu znaleźli, Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie.

Reklama

 

Maryja robi Jezusowi wymówkę, zdziwiona, zaskoczona i pewno dotknięta Jego zachowaniem. Słychać jednak w tej wymówce zdrowe macierzyństwo, stanowcze i łagodne.

 

Reklama

On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Zwykliśmy w tej odpowiedzi wiedzieć swoiste rozczarowanie, zawiedzenie Pana Jezusa swoimi Rodzicami, skoro nie wyczuli, nie zorientowali się, gdzie powinien być, i gdzie jest Jego właściwe miejsce.

 

Popatrzmy na tę odpowiedź z nieco innej strony. Może warto w tej odpowiedzi zobaczyć i taką informację, podpowiedź, że oto przychodzi, a może już przyszedł, czas na samodzielność, na wyjście poza matczyną i ojcowską opiekuńczość, na życie na własny rachunek. Maryja milcząco akceptuje tę odpowiedź.

 

Jedną chyba z większych rodzicielskich trudności jest akceptacja wychodzenia dzieci poza krąg ich rodzicielskiej opiekuńczości, samodzielności decyzji swoich dzieci, podejmowanych na ich własną odpowiedzialność.

Życie na własny rachunek

Tę trudność świetnie ilustruje łączność komórkowa rodziców i dzieci. Jadące na „zieloną szkołę” nie zdążą dojechać do celu, a już rozdzwaniają się ich komórki z zatroskanym pytaniem rodziców o to, czy i jak dojechały.

 

W czasach, kiedy mniej więcej w tym samym wieku, ja jeździłem na kolonie ze Śląska nad morze, moi rodzice musieli na informację o moim samopoczuciu poczekać kilka dni, dopóki nie dotarła do nich pierwsza kartka pocztowa.

 

Tak sobie myślę, że ta stała rodzicielko-pociechowa łączność komórkowa, którą słychać na każdej szkolnej przerwie, z jednej strony rozbudza nadmierną rodzicielską opiekuńczość, a z drugiej odzwyczaja od samodzielności i odpowiedzialności za postępowanie. Z trzeciej strony prowokuje rodzicielskie niedowierzanie i potrzebę przesadnej kontroli, a z czwartej, wywołuje dziecięcą pokusę kamuflażu, tajemnicy, ukrywania.

 

W tej milczącej akceptacji nie do końca zrozumianej odpowiedzi dorastającego Pana Jezusa widzę ilustrację z trudem przychodzącej rodzicielskiej zgody na dorosłość i samodzielność dzieci, a jednocześnie podpowiedź, jak godzić się na dorosłość dzieci, nawet jeśli konsekwencje tej dorosłości przyniosą ból i łzy.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę