Nasze projekty
fot. Zureks/Wikimedia

Kamila Skolimowska. “Odchodzimy wtedy, kiedy lepsi już nie możemy być”

Kamila Skolimowska odeszła tragicznie w wyniku zatoru płucnego, kiedy była na sportowym zgrupowaniu. To wybitna lekkoatletka, policjantka, mistrzyni olimpijska, kochana córka, narzeczona i siostra. Dziś wspominamy Kamilę jako kobietę pełną pasji, nadziei i optymizmu. Wierzyła, że wypracowała sobie kumpelską relację z Bogiem.

Reklama

Kamila urodziła się 4 listopada 1982 r. w Warszawie. Była bardzo spokojnym dzieckiem, ale od zawsze była “większa” niż jej rówieśnicy. To ona rządziła w klasie! 

To ona budziła też respekt wśród swoich kolegów i koleżanek. Czasami wystarczała sama jej obecność przy drugiej osobie potrzebującej pomocy. Kiedy Kamila dostrzegała, że komuś czegoś brakuje – od razu reagowała. Jej mama wspominała sytuację, kiedy Kamila nosiła do szkoły podwójną porcję kanapek. Mama zastanawiała się, dlaczego jej córka tyle je, nigdy tyle nie jadła. Okazało się, że Kamila nosiła kanapki dla swojej koleżanki z ubogiego domu. Taka była – po prostu z dobrym sercem! 

Dziewczyna na medal! 

Swoją sportową przygodę rozpoczęła właściwie od wioślarstwa, przez podnoszenie ciężarów, a dopiero na końcu pojawiło się zamiłowanie do rzutu młotem. Lekkoatletyczna krew płynęła w jej żyłach od zawsze, bowiem jej tata był znanym sztangistą, a jej brat był zawodnikiem pchnięcia kulą

Reklama

Już w wieku 14 lat zaliczyła swój pierwszy, duży sukces. Właśnie wtedy zdobyła złoty medal na seniorskich mistrzostwach kraju, tym samym ustanawiając rekord Polski. W 1997 r. zdobyła tytuł mistrzyni juniorek, a dokładnie dwa lata później stała się złotą medalistką mistrzostw seniorskich. 

Kiedy skończyła 18 lat, niespodziewanie przyszedł jej największy sukces. Stała się reprezentantką Polski w swojej dyscyplinie podczas Igrzysk Olimpijskich w Sydney. Zdobyła wówczas złoty medal rzucając 71,16 m. Stała się wówczas najmłodszą, polską mistrzynią olimpijską.

CZYTAJ: Piotr Fronczewski: w rozmowach z Panem Bogiem proszę o wiarę odważną, prawdziwą i przenikliwą

Reklama

“Całkiem dobrze się dogadujemy” 

Kamila Skolimowska była osobą, dla której najwyższe wartości odgrywały w życiu ogromną rolę. Nie wstydziła się mówić o Bogu i zawsze przyznawała się do swojej wiary. W jednym z wywiadów powiedziała: Znalazłam swoją drogę na rozmowę z Nim i wydaje mi się, że całkiem dobrze się dogadujemy.

Jednym z najważniejszych w jej życiu momentów było spotkanie z papieżem Janem Pawłem II. Po spotkaniu powiedziała: Jan Paweł II to wspaniała osoba, która zmieniła świat. Jestem bardzo szczęśliwa, że mam od niego błogosławieństwo. 

“Odchodzimy wtedy, kiedy lepsi już nie możemy być” 

Nagle wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał, czego w żaden sposób nie można było przewidzieć, czemu nie można było zapobiec. 18 lutego 2009 r., Kamila w czasie zgrupowania polskich lekkoatletów w Portugalii zasłabła podczas treningu, a następnie straciła przytomność. Mimo godzinnej reanimacji, lekarzom nie udało się jej uratować. Przyczyną śmierci okazał się zator tętnicy płucnej.

Reklama

Zator był spowodowany nierozpoznaną wcześniej zakrzepicą. Kamila wcześniej skarżyła się na bolącą łydkę, ale jej lekarz prowadzący nie rozpoznał w objawach żadnego zagrożenia. Masaż, który miał pomóc – uruchomił zakrzep i doprowadził do wspomnianego zatoru. 

Pogrzeb Kamili odbył się 26 lutego w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie. Mszy świętej przewodniczył Tadeusz Płoski. Lekkoatletka spoczęła na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie przy Alei Zasłużonych. Na jej grobie została wypisana inskrypcja: “Odchodzimy wtedy, kiedy lepsi już nie możemy być”. Została pośmiertnie odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Mamo, czemu nie przychodzisz, na co czekasz? 

Śmierć Kamili była szokiem dla całej Polski, ale szczególnie dotknęła jej najbliższych: rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, współpracowników. Mama i tata lekkoatletki określają 18 lutego jako najgorszy dzień w życiu. Najgorszym, co mogło ich spotkać była śmierć córki, a do tego doszedł fakt, że działo się to poza nimi, bo za granicami kraju, w Portugalii. Mama Kamili zawsze podkreśla, że największy ból sprawia jej fakt, że córka była w tamtej chwili sama, że nikt jej nie przytulił, że nikt nie trzymał jej za rękę. Jak tłumaczy – do dziś nie może sobie tego wybaczyć. 

Mama Kamili bardzo przeżyła śmierć córki i powtarza, że dla rodziców nie ma nic gorszego, jak odejście własnego dziecka. Niezależnie w jakim wieku by się to wydarzyło. Zawsze boli tak samo. Matka lekkoatletki przeżywała wtedy tak silny stres, który potęgowały sny, w których widziała Kamilę mówiącą: “Mamo, czemu nie przychodzisz, na co czekasz?”. 

Tata Kamili dodaje, że w tamtej chwili zawalił się cały jego świat. Dziś wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanego dziecka, ale wie, że Kamila jest obecna w jego życiu każdego dnia. Wciąż czuje, że ma z nią jakąś nadprzyrodzoną łączność. Doświadczył jej przede wszystkim w momencie, kiedy dom Skolimowskich prawie spłonął. Ogień zaczął rozprzestrzeniać się od salonu, a w nocy Roberta coś tchnęło, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku, dzięki temu wszyscy ocaleli. Cała rodzina jest pewna, że to sprawka Kamili.

kw/viva.pl/fundacja Kamili Skolimowskiej/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę