Gdy w mediach toczy się zażarta dyskusja na temat uchodźców, wspominam inicjatywę moich młodych współbraci, którzy nie chcieli pozostać bierni wobec dramatu chrześcijańskiej społeczności w Iraku. Do konkretnego gestu solidarności zainspirowały ich irackie dominikanki.
W nocy z 5 na 6 sierpnia 2014 roku dziesiątki tysięcy chrześcijan z okolic Mosulu zostało zmuszonych do ucieczki przed bojownikami Państwa Islamskiego. Musieli opuścić swoje domy, miejsca pracy i miasta… Dominikanki, które wraz z innymi ludźmi uciekały w nieznane przed fanatycznymi islamistami, nie załamały się. Wprost przeciwnie. Gdy tylko chrześcijańscy uchodźcy znaleźli schronienie w Kurdystanie, czyli północno-wschodniej części Iraku, siostry zaczęły pomagać rodzinom koczującym na ulicy, a potem zorganizowały fundusze i wybudowały szpital, szkołę podstawową i mały dom dziecka.
Polscy Dominikanie, bracia: Mateusz, Rafał i Gaweł skontaktowali się z siostrami i ustalili, że konkretną formą pomocy może być ich miesięczny pobyt w społeczności uchodźców, połączony z nauczaniem angielskiego. W sierpniu ubiegłego roku polecieli do trzymilionowego Irbilu, w którym schronienie znalazło około 130 tysięcy chrześcijańskich uchodźców.
Przeczytaj również
Przed wyjazdem zorganizowali zbiórkę pieniędzy w dominikańskich kościołach pod hasłem „Mamy rodzinę w Iraku”. Zaangażowanie ludzi i chęć włączenia się w pomoc była ogromna, choć niektórzy sceptycy pytali, czy nie lepiej przesłać uchodźcom pieniądze, a nie organizować sobie wycieczkę. Równie często spotykali się z wątpliwościami, czy jest sens jechać do tak odległego regionu, skoro tuż za naszą granicą – na Ukrainie – ludzie też potrzebują pomocy, bo toczy się tam wojna. Bracia jednak dostrzegli ludzi cierpiących w Iraku i stwierdzili, że nie mogą pozostać bezradni. Czuli, że odległość 3 tysięcy kilometrów nie zwalnia ich z odpowiedzialności za żyjących tam ludzi. Na miejscu nie musieli zbyt długo tłumaczyć, skąd przyjechali, bo nazwa Polska jest dobrze znana mieszkańcom Iraku. Pamięta się tam nasze zaangażowanie w wojnę roku 2003, która uczyniła los mieszkańców jeszcze bardziej niepewnym.
Jednym z najbardziej poruszających momentów dla polskich dominikanów była wieczorna modlitwa, 5 sierpnia, w drugą rocznicę nocy, kiedy chrześcijanie musieli uciekać ze swoich domów. Dominikanki zorganizowały czuwanie: ból znalazł ujście w psalmach, śpiewanych niegdyś przez Izraelitów wygnanych z Jerozolimy. Dzisiaj znowu te psalmy są dla wielu wygnańców znakiem i mową Bożej obecności w ich trudnym doświadczeniu.
Bracia powrócili z przekonaniem, że upokorzeni ucieczką uchodźcy potrzebują nie tylko wsparcia materialnego, ale zwykłej obecności, osobistego zainteresowania i szczerego dzielenia ich codzienności. Dla wygnanych ze swoich domów irackich chrześcijan ważne było, że ktoś o nich pamięta, że z nimi się modli, że są ludzie, którym nie jest obojętny ich los, którzy są gotowi przyjechać do nich ze swojego bezpiecznego świata.