Nasze projekty

Po prostu zajmuję się filozofią

„A złota obym tyle miał, ile ani unieść, ani uciągnąć nie potrafi nikt inny, tylko ten, co zna miarę we wszystkim” – to maksyma wyznawana przez profesora Władysława Stróżewskiego, który obchodzi właśnie osiemdziesiąte urodziny. Z wybitnym filozofem o dzieciństwie, wojnie, miłości do filozofii i sztuki, jego mistrzach, przyjaciołach i wnukach rozmawiają Agnieszka Rudziewicz i Elżbieta Kot

Reklama

Fragment wywiadu, który ukazał się w czerwcowym wydaniu Miesięcznika Znak

Jak można być prawdziwym filozofem we współczesnym świecie? W świecie, który tak naprawdę jest światem informacji, nie jest światem refleksji

 

Reklama

Sądzę, że jest to możliwe. Jeżeli ktoś umie sensownie myśleć, jeżeli szuka autentycznie sensu tego, co w tym świecie się dzieje. Powiem od razu, że ten sens bardzo często ma charakter sensu religijnego. Ale nie w tym rzecz, żeby go od razu znaleźć, lecz w tym, żeby go szukać. I na tym szukaniu polega chyba filozofowanie. Aż do tego momentu, o którym marzył Husserl, że się coś zobaczy w jego czystej postaci, tak jakby twarzą w twarz. Albo to, co mówił stary Platon. Platon zawsze miał rację, z wyjątkiem wygnania poetów i tego przedszkola, do którego wszystkie dzieci miały chodzić, niezależnie od tego, skąd pochodzą.

 

W tekście pani prof. Skargi jest bardzo ładny passus, gdzie – odwołując się do Platona – mówi, że Pan ma dwie dusze, jedną filozoficzną, a drugą poetycką, i kiedy ta poetycka bierze górę, to Pańskie teksty, mimo że odpowiadają rygorom filozoficznym, są jeszcze bardziej porywające. Dał się Pan Profesor kiedyś całkiem porwać tej duszy poetyckiej?

Reklama

 

Nie wiem, nie wiem. Ale staram się, żeby moje teksty były ładne, żeby nie były byle jakie. Staram się, żeby były poprawne z logiczno-filozoficznego punktu widzenia, ale także, żeby były ładne i poprawiam się, pisząc, także pod tym względem, czy to mi się podoba, czy nie. Gdy czuję, że powiedzmy, rytmika zdania mi jakoś nie odpowiada, to jednak staram się dojść do tego, żeby mi odpowiadała. To nader pochlebiające, co pisze Barbara Skarga, tym bardziej że ona sama bardzo dobrze pisała.

Mamy jeszcze kilka komplementów kierowanych pod Pana adresem, między innymi z tekstu prof. Filka. Jego zdaniem jest Pan najwybitniejszym filozofem po Ingardenie.

Reklama

 

Nie, nie, moje kochane. W ogóle twierdzenie, że ktoś jest najwybitniejszy, nawet w jakiejś tam skali, jest szalenie ryzykowne. Tutaj całkowicie zgadzam się ze Skargą, która nie lubiła, gdy się o niej mówiło, że jest filozofem czy filozofką. Ja też uważam, że to nie przystoi. Znam kilku filozofów. Na pewno Ingarden jest dla mnie najważniejszy, ale za filozofa uważam także Tatarkiewicza, nie tyle może w tych historycznych rzeczach, ale tych systematycznych, Elzenberga, w dużym stopniu Czeżowskiego, który jest bardzo skromny w swoich wypowiedziach, ale to jest wielka filozofia. Za wybitnego filozofa uważam o. Krąpca, który jest twórczym kontynuatorem myśli św. Tomasza. Padło już nazwisko Przełęckiego, jego także uważam za autentycznego filozofa. Ale w ogóle nie szafowałbym specjalnie tym tytułem, bo to jest szalenie zobowiązujące. Naprawdę. My po prostu zajmujemy się filozofią. A filozofów można podzielić na pierwszorzędnych, drugorzędnych i trzeciorzędnych. Może się zdarzyć, że ktoś jest pierwszorzędnym trzeciorzędnym filozofem. Tak samo mam szalone zastrzeżenia, gdy ktoś się nazywa fenomenologiem, bo najczęściej to jest historia fenomenologii, to jest obrabianie poglądów innych fenomenologów, a być fenomenologiem to naprawdę wielka sztuka.

 

Które ze swoich życiowych wyborów czy decyzji Pan uważa za najważniejsze czy najsłuszniejsze? A może by Pan coś inaczej zrobił, patrząc z perspektywy czasu?

 

Nie, w tym nurcie, o którym mówimy do tej pory, chyba nie musiałbym wybierać inaczej, chyba bym wybrał tak samo. A w innych sprawach? Na to lepiej spuśćmy zasłonę milczenia.

A gdyby do Pana przyszli wnukowie i zapytali, co jest najważniejsze w życiu, to co by Pan powiedział?

 

Być przyzwoitym człowiekiem. Stare polskie powiedzenie. Pytanie, co to w ogóle znaczy. Niemniej jednak jakieś jądro tej porządności jest niewątpliwe. I chyba intuicyjnie w jakiś sposób możliwe do poznania.

 

Panie Profesorze, na koniec przygotowałyśmy bardzo nowoczesną, w porównaniu do Pana filozoficznych zainteresowań, zabawę: XIX-wieczny kwestionariusz Prousta. Czy zgodziłby się Pan odpowiedzieć na te pytania?

 

Czemu nie?

Główna cecha mojego charakteru?

 

Może pewnego rodzaju tolerancyjność. Otwartość i tolerancyjność.

 

Cechy, których szukam u mężczyzny?

 

Właśnie przyzwoitość i solidność.

 

Cechy, których szukam u kobiety?

 

Urok. Płynący z głębi.

Co cenię najbardziej u przyjaciół?

 

Wierność.

 

Moja główna wada?

 

Lenistwo.

 

Moje ulubione zajęcie?

 

Chyba jednak czytanie.

Oglądanie dzieł sztuki, słuchanie muzyki. Chyba jednak tak.

 

Moje marzenie o szczęściu?

 

Nie wiem, czy mam. To jest trudne pytanie. Czym jest szczęście w ogóle? Ale chyba jakaś równowaga życiowa. „A złota obym tyle miał, ile ani unieść, ani uciągnąć nie potrafi nikt inny, tylko ten, co zna miarę we wszystkim”. Znacie to? To zakończenie Fajdrosa.

Co wzbudza we mnie obsesyjny lęk?

 

Nietolerancja, nietolerancja i nietolerancja. I idąca z nią w parze nienawiść.

 

Co byłoby dla mnie największym nieszczęściem?

 

Kto wie, czy jednak nie coś bardzo fizycznego, to znaczy, gdybym tak stracił zdrowie, że nie mógłbym samodzielnie się ruszać.

 

Kim lub czym chciałbym być, gdybym nie był tym, kim jestem?

 

Może ogrodnikiem?

 

A nie muzykiem? Myślałam, że Pan powie, że chciałby być Bachem.

 

No tak, tak. Rzeczywiście Bachem. Kantem bym chciał być, albo i Platonem. Najlepiej wszystko razem.

Kiedy kłamię?

 

Gdy muszę.

 

Słowa, których nadużywam?

 

Staram się nie nadużywać słów żadnych, trafiać słowami w sedno rzeczy. Może słowa „niesamowite”, kiedyś mi zwrócono uwagę, że zbyt często go używam.

 

Ulubieni bohaterowie literaccy?

 

Teraz was zaskoczę. Z poezji SłowackiegoEmil Rzewuski i generał Sowiński. I jeszcze Bezuchow z Wojny i pokoju.

 

Rzeczywiście, jesteśmy trochę zaskoczone. Ulubieni bohaterowie życia codziennego?

 

Mam takich? Ale też was zaskoczę. Bardzo często o nim myślę, właśnie jako o przykładzie człowieka, który w niełatwym życiu codziennym potrafił znaleźć swoją rolę. To Jerzy Turowicz.

Czego nie cierpię ponad wszystko?

 

Przede wszystkim głupoty. Głupoty. Nawet nie tyle nietolerancji, ile głupoty. Uważam, że ona jest źródłem tylu nieszczęść, że jeżeli z czymkolwiek bym miał w życiu walczyć, to właśnie z głupotą.

 

Dar natury, który chciałbym posiadać?

 

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Chciałbym być poliglotą.

 

Jak chciałbym umrzeć?

 

Spokojnie.

 

Obecny stan mojego umysłu?

 

Średni.

 

Błędy, które najczęściej wybaczam?

 

Spóźnianie się.

WŁADYSŁAW STRÓŻEWSKI – emerytowany prof. zwyczajny i dr honoris causa UJ, obecnie prof. zwyczajny Akademii Ignatianum. Członek czynny PAU, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, redaktor „Kwartalnika Filozoficznego”. Autor prac z zakresu ontologii, filozofii wartości, estetyki, filozofii człowieka. Ostatnio w Wydawnictwie Znak ukazała się jego książka Logos, wartość, miłość

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę