Nasze projekty

Księża za kółkiem, czyli… poślizg kontrolowany

Samochód gwałtownie przyspiesza. Czujemy, że koła tracą przyczepność. Ksiądz siedzący za kierownicą zaczyna hamować i kręci gwałtownie w prawo. Ale auto już nie słucha kierowcy. Jest za późno! Już wiemy, że wypadniemy z trasy. Szarpnęło, coś zgrzytnęło... koniec jazdy.

Reklama

Gdybyśmy jechali normalną drogą, musielibyśmy znaleźć się w rowie, albo w coś uderzyć – inny samochód, drzewo… Teraz na szczęście jesteśmy na specjalnie przygotowanym placu manewrowym. Kierowcy biskupów poznają tu tajniki jazdy w trudnych warunkach atmosferycznych. To coroczne szkolenie, już 11 raz, organizowane przez MIVA Polska we współpracy z Krajowym Duszpasterstwem Kierowców oraz Akademią Jazdy Opel i Automobilklubem Polskim. Na takich zajęciach można bezboleśnie przekonać się, co to znaczy hamowanie na śliskiej nawierzchni, a nawet dachowanie.

 

Wygrodzona część lotniska na warszawskim Bemowie. Wielki betonowy plac. Jezdnie wytyczone przez gumowe, biało-czerwone słupki i sterty opon. Można bezpiecznie uderzyć w przeszkodę, albo wypaść z trasy. Duży fragment betonowej nawierzchni pomalowany farbą – jest ślisko. Ale to wciąż za mało. Specjalne spryskiwacze leją wodę. Teraz warunki przypominają jeżdżenie po lodowisku. Taka droga to koszmar każdego kierowcy. Na takiej nawierzchni, na publicznej drodze, bezpiecznie można jeździć około 30 kilometrów na godzinę. Ale tu można poszaleć. Można sprawdzić swoje umiejętności, zobaczyć, jak samochód zachowuje się po rozpędzeniu do 75 kilometrów na godzinę. Można nauczyć się drogowej pokory.

Reklama

 

Za kierownicą siedzi ks. Maciej Sobczak z archidiecezji gdańskiej. Jest kapelanem i kierowcą bp. Wiesława Szlachetki. Obok instruktor. Z tyłu ja i ks. Arkadiusz Suchowiecki, kierowca i kapelan metropolity warmińsko-mazurskiego, bp Wojciecha Ziemby.

 

Reklama

Księża za kółkiem, czyli... poślizg kontrolowany

Wszyscy zapinamy pasy. – Pasy to podstawa bezpieczeństwa w samochodzie. Pasażer z tyłu, niezapięty, jest jak bomba, która działa na pasażerów z przodu – opowiadał mi kilka minut wcześniej ks. Jerzy Kraśnicki, dyrektor MIVA Polska. – Podczas zderzenia lub gwałtownego hamowania wszystko, co w środku jest nieumocowane, gwałtownie przyspiesza. Człowiek lub przedmiot może ważyć nawet 40 razy więcej niż normalnie. Niezapięci w pasy pasażerowie z przednich siedzeń albo wypadają przez przednią szybę, albo zderzają się z kierownicą i innymi elementami auta. Pasażerowie z tyłu z potężną siłą uderzają w oparcia foteli przednich, potęgując obrażenia swoje i osób z przodu – tłumaczy ks. Jerzy.

 

Reklama

Ruszamy. Przez kilka metrów koła naszego samochodu pewnie trzymają się asfaltu. Ale to tylko chwila. Już jesteśmy na "ślizgawicy". Gumowe pachołki wyznaczają krętą trasę, którą musimy pokonać. Wzrasta prędkość. Wyobraźnia podsuwa pomysły: czym może być taki pachołek – np. drzewem, albo znakiem drogowym, a za nimi – rów. Możliwości jest wiele, a pachołki są regularnie roztrącane albo miażdżone przez jeżdżące po placu samochody. Chyba każdy z kierowców, raz lub kilka razy "zaliczył" pachołek.

 

Księża za kółkiem, czyli... poślizg kontrolowany

– Przed drogą, wspólnie z księdzem biskupem, zawsze się modlimy – mówi ks. Maciej. Na kursie jest pierwszy raz, ale już mu się podoba. Chwali profesjonalizm instruktorów. Biskupa Wiesława Szlachetkę wozi dopiero od stycznia, ale jeżdżą dużo – po diecezji, po Polsce. – Staram się jeździć bezpiecznie i zgodnie z przepisami. Ale czasami… lepiej nie spóźnić się na spotkanie – dodaje. I podkreśla, że nie słynie z ciężkiej nogi, woli dojechać bezpiecznie, nawet trochę później.

 

Dobrze potrenować w trudnych warunkach. Opanowanie samochodu na tak przygotowanej, śliskiej nawierzchni to naprawdę ciężka sztuka. Co chwila wypadamy z trasy. Na normalnej drodze już dawno skończylibyśmy w rowie czy na drzewie. Samochód nie wybacza błędów. Nie ma litości. Ale ruchy ks. Macieja coraz pewniejsze. Kierownica w prawo, kilka obrotów i kontra, kilka obrotów w lewo. Gaz, hamulec, gaz i znowu hamulec. Samochodem rzuca na wszystkie strony. Nami też. Gdyby nie pasy, siniaki byłyby naszym najmniejszym zmartwieniem. Mimo, że trzymamy się czego popadnie – zagłówków, uchwytów pod sufitem – już wiemy, że nawet przy niewielkiej prędkości nie mielibyśmy szans na utrzymanie się w miejscu, w naszych siedzeniach. Leżący luzem plecak albo torba też mogą być niebezpieczne, dlatego lepiej zamykać je w bagażniku.

 

Księża za kółkiem, czyli... poślizg kontrolowany

Kilka rund na ślizgawce i zmiana za kółkiem. Teraz kierowcą zostaje ks. Arkadiusz. W ciągu roku, służbowo, przejeżdża około 50 tysięcy kilometrów. I zawsze – jak podkreśla – zawsze przed podróżą się modli. A po podróży dziękuje Bogu za szczęśliwy powrót. Dzisiaj siada za kółko juz po raz drugi. Wcześniej jeździł bez włączonych systemów poprawiających bezpieczeństwo. Teraz jeździmy z włączonymi systemami. I różnica jest wyraźna – jeździ się naprawdę lepiej i bezpieczniej – co od razu przyznaje ks. Arkadiusz. Właściwie nie wypadamy z trasy, nie zahaczamy o słupki. Ważne, by nie przekraczać bezpiecznej prędkości, bo wtedy nic nie pomoże, żadne ABS-y… – To ważne doświadczenie, jak wprowadzić samochód w poślizg i jak z niego wyjść. Co jest często najtrudniejsze dla kierowców – tłumaczy ks. Arkadiusz.

 

Nauka bezpiecznej jazdy na śliskiej nawierzchni to nie jedyne atrakcje. Kontrolowane dachowanie też uczy pokory i rozwija wyobraźnię. Samochód do testów stoi w niewielkim hangarze. Wygląda jak zwykłe auto osobowe. Tyle, że umieszczone jest na specjalnym, obrotowym urządzeniu. Kierowcy po kolei wsiadają do środka. Przypinają się pasami. I to wszystko. Czekają na wykonanie "beczki". Horyzont powoli zmienia położenie. Koledzy stojący na zewnątrz "stają na głowie". Odwrócony samochód zatrzymuje się na chwilę w tej nietypowej pozycji. Pasy trzymają kierowcę w fotelu.

 

Księża za kółkiem, czyli... poślizg kontrolowany

– Dachowanie nie jest przyjemne. Błędnik szaleje. Reakcja czasami jest… niesmaczna. Ale daliśmy radę. Ciężar ciała przenosi się na klatkę piersiową. Bardzo uciska. Ciężko jest oddychać – mówi ks. Arkadiusz po swojej próbie. – Bardzo przedziwne i nienaturalne uczucie. Szczególnie, gdy człowiek wisi do góry nogami i czuje, jak krew napływa do głowy. Nie jest to sympatyczne. No i nie chciałbym tego przeżywać w sytuacjach normalnych. Pasy trzymały solidnie. Czułem lekki, minimalny dystans od fotela – opowiadał po swoim "dachowaniu" ks. Maciej.

 

– W szkoleniu chodzi o to, by kierowcy byli pokorni wobec swoich umiejętności – mówi ks. Jerzy Kraśnicki. Ważne, żeby kierowcy bezpiecznie wozili biskupów, arcybiskupów i kardynałów. Ale – jak podkreśla ks. Jerzy – taki kurs ma także wpływ na poprawę bezpieczeństwa dla wszystkich uczestników drogi.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę