Nasze projekty

Cały Twój

„Nic się nie zmieniłaś przez te trzysta sześćdziesiąt lat, nawet odmłodniałaś. Za to Twój sługa już ledwo chodzi. Przepraszam, że tak długo Cię nie odwiedzałem”.

Reklama

W drugą rocznicę beatyfikacji Jana Pawła II prezentujemy fragment książki: Kobiety w życiu Jana Pawła II, Pawła Zuchniewicza i Brygidy Grysiak, wydanej przez Centrum Myśli Jana Pawła II.

Wchodził do sanktuarium, poruszając się z trudem. Z jeszcze większym trudem ukląkł przed tabernakulum, a potem poszedł do Niej, ukrytej w bocznej kaplicy po lewej stronie od głównego ołtarza. Usiadł w przygotowanym fotelu i spojrzał na obraz.

„Nic się nie zmieniłaś przez te trzysta sześćdziesiąt lat, nawet odmłodniałaś. Za to Twój sługa już ledwo chodzi. Przepraszam, że tak długo Cię nie odwiedzałem”.

Reklama
Cały Twój
Matka Boża Kalwaryjska

Jako papież był tu tylko raz, w czasie pamiętnej pierwszej pielgrzymki do ojczyzny w 1979 roku. Potem nigdy się to już nie udało. Za to Matka Boża Kalwaryjska wychodziła mu na spotkanie, bowiem bernardyni przywozili obraz do Krakowa. Tak było w 1987 roku, w roku 1997 i podczas ostatniej pielgrzymki w 1999, kiedy z powodu choroby nie mógł odprawić mszy na Błoniach dla dwóch milionów ludzi.

Obraz z Kalwarii Zebrzydowskiej czekał na niego w kaplicy kurii przy Franciszkańskiej. Modlił się przed nim długo, oddając Maryi swoją niemoc, która uwięziła go w domu. Trudne to było. Trudne, ale potrzebne. Mimo ulewnego deszczu, mimo jego nieobecności ludzie przyszli na Błonia i wytrwali, a potem czuwali pod oknem na Franciszkańskiej. Było to inne czuwanie od tylu poprzednich rozśpiewanych i pełnych humoru spotkań. Tłumy stały, milcząc, wieczorem artyści zaśpiewali pieśń Błogosławieni, nawiązującą do ośmiu błogosławieństw będących tematem przewodnim tamtej pielgrzymki, a on na chwilę pokazał się w oknie i podziękował.

Tamta pielgrzymka domagała się jakiegoś dopełnienia i stał się nim ten krótki wypad do ojczyzny trzy lata później. Kończył go w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie przybył z okazji czterechsetlecia sanktuarium.

Reklama

Wydawało się, jakby to było wczoraj. Wizyty z ojcem po śmierci mamy, jego samotne pielgrzymki po kalwaryjskich wzgórzach w czasie, gdy był biskupem i prosił Maryję o pomoc i wreszcie odwiedziny przed dwudziestoma trzema laty. To było na progu pontyfikatu. Jeszcze przed zamachem, trudnymi latami osiemdziesiątymi, chorobą Parkinsona, która teraz odejmowała mu mowę i powodowała silne drżenie ręki.

Podniósł się z fotela z wysiłkiem. Za chwilę odprawi mszę – ostatnią na ojczystej ziemi.

– Cały świat obserwuje, jak twoja droga życia, rozciągnięta w czasie i przestrzeni, odzwierciedla drogę naszego Zbawiciela na Kalwarię… – usłyszał kilkanaście minut później, gdy oficjalnie witał go prowincjał bernardynów ojciec Romuald Kośla.

Reklama

– Uczysz nas drogi na osobistą Kalwarię, która jednak nie jest inną Kalwarią od tej, na której stanął Krzyż Odkupiciela. Uczysz nas drogi z krzyżem, bo wiesz sam, że tylko z nim możemy to nasze doczesne życie przedłużyć w wieczności.

Z ucznia stał się więc nauczycielem.

Gdy mieszkał w Polsce, Kalwaria była dla niego szkołą, do której chętnie przychodził, i za każdym razem wychodził stąd mądrzejszy. Wiele było takich wizyt, ostatnia miała miejsce 28 września 1978 roku. Przyjechał w dwudziestą rocznicę swoich święceń biskupich, aby przez kilka godzin samotnie chodzić po kalwaryjskich dróżkach. Czy to była lekcja pożegnalna przed egzaminem dojrzałości? Nazajutrz dowiedział się o śmierci Jana Pawła I, potem pojechał do Rzymu, gdzie zadano mu najtrudniejsze pytanie w życiu: „Czy przyjmujesz?”.

Odpowiedział wówczas:

„W posłuszeństwie wiary wobec Chrystusa, mojego Pana, zawierzając Matce Chrystusa i Kościoła – świadom wszelkich trudności – przyjmuję”.

Od dnia konklawe minęły prawie dwadzieścia cztery lata. Od jego wizyty w Kalwarii – dwadzieścia trzy. Wracał do miejsca, w którym nauczył się, że niemożliwe staje się możliwe.

Cały Twój

Od dnia konklawe minęły prawie dwadzieścia cztery lata. Od jego wizyty w Kalwarii – dwadzieścia trzy. Wracał do miejsca, w którym nauczył się, że niemożliwe staje się możliwe.

Ile razy doświadczałem tego, że Matka Bożego Syna zwraca swe miłosierne oczy ku troskom człowieka strapionego i wyprasza łaskę takiego rozwiązania trudnych spraw, że w swej niemocy zdumiewa się on potęgą i mądrością Bożej Opatrzności – powiedział w czasie homilii. – To miejsce w przedziwny sposób nastraja serce i umysł do wnikania w tajemnicę więzi, jaka łączyła cierpiącego Zbawcę i Jego współcierpiącą Matkę. A w centrum tej tajemnicy miłości każdy, kto tu przychodzi, odnajduje siebie, swoje życie, swoją codzienność, swoją słabość i równocześnie moc wiary i nadziei – tę moc, która płynie z przekonania, że Matka nie opuszcza swego dziecka w niedoli, ale prowadzi je do Syna i zawierza Jego miłosierdziu.

Ostatnie słowa papieskiej homilii przerodziły się w głośną modlitwę, w której powierzał swojej Opiekunce cały Kościół, a także samego siebie:

Matko Najświętsza, Pani Kalwaryjska,

wypraszaj także i mnie siły ciała i ducha,

abym wypełnił do końca misję,

którą mi zlecił Zmartwychwstały.

Tobie oddaję wszystkie owoce mego życia i posługi;

Tobie zawierzam losy Kościoła;

Tobie polecam mój naród;

Tobie ufam i Tobie raz jeszcze wyznaję:

Totus Tuus, Maria!

Totus Tuus. Amen.

Na papieską homilię odpowiedziano długimi oklaskami. Kilka minut później do Ojca Świętego podeszły delegacje z darami. Ale nie tylko Kalwaria ofiarowywała coś papieżowi. On również postanowił pozostawić tu coś bardzo osobistego. Gdy tylko zakończyła się procesja, do Jana Pawła II podszedł kustosz sanktuarium, ojciec Romuald Waśko. Jan Paweł wręczył mu złoty papieski krzyż. Na zakończenie mszy przypomniał zaś o swojej prośbie wyrażonej dwadzieścia trzy lata wcześniej:

– Kiedy nawiedzałem to sanktuarium w roku 1979, prosiłem, abyście się za mnie modlili za życia mojego i po śmierci. Dziś dziękuję wam i wszystkim kalwaryjskim pielgrzymom za te modlitwy i za duchowe wsparcie, jakiego nieustannie doznaję. I nadal proszę: nie ustawajcie w tej modlitwie – raz jeszcze powtarzam – za życia mojego i po śmierci.

Dwa miesiące później, 16 października 2002 roku, w dwudziestą czwartą rocznicę wyboru na Stolicę Piotrową, papież ogłosi list apostolski Rosarium Virginis Mariae i dokona rzeczy niebywałej w wielowiekowej tradycji Kościoła – do trzech części różańca, radosnej, bolesnej i chwalebnej, dołączy tajemnice światła obejmujące życie publiczne Jezusa: chrzest w Jordanie, cud w Kanie Galilejskiej, głoszenie Królestwa Bożego i wezwanie do nawrócenia, Przemienienie na Górze Tabor i ustanowienie Eucharystii.

Może już lepiej, żebym umarł

„Bogu objawiającemu należy okazać «posłuszeństwo wiary» (por. Rz 16,26; por. Rz 1,5; 2 Kor 10,5–6), przez które człowiek z wolnej woli cały powierza się Bogu” – uczy Sobór. Takie właśnie ujęcie wiary znalazło doskonałe urzeczywistnienie w Maryi. Momentem „przełomowym” było zwiastowanie. Słowa Elżbiety: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła”, na pierwszym miejscu odnoszą się do tego właśnie momentu.

Przy zwiastowaniu bowiem Maryja, okazując „posłuszeństwo wiary” Temu, który przemawiał do Niej słowami swego zwiastuna, poprzez „pełną uległość rozumu i woli wobec Boga objawiającego” – w pełni powierzyła się Bogu. Odpowiedziała więc całym swoim ludzkim, niewieścim „ja”. Zawierało się w tej odpowiedzi wiary doskonałe współdziałanie „z łaską Bożą uprzedzającą i wspomagającą” oraz doskonała wrażliwość na działanie Ducha Świętego, który „darami swymi wiarę stale udoskonala”.

Jan Paweł II, Redemptoris Mater, 13

27 marca 2005 roku, Niedziela Wielkanocna

Starał się powiedzieć choć kilka słów. Przynajmniej błogosławieństwo. Nabrał powietrza i spróbował jeszcze raz. Bezskutecznie. Oddychał ciężko i tylko ten oddech, wzmocniony przez głośniki, było słychać na placu Świętego Piotra.

Niedziela Wielkanocna. Nie mógł – po raz pierwszy – przewodniczyć uroczystej liturgii, nie mógł przemówić ani udzielić błogosławieństwa Urbi et Orbi. Zrezygnowany uniósł rękę i pobłogosławił wiernych.

Kilkanaście minut później wzruszenie minęło i powrócił głos.

– Byłoby chyba lepiej, żebym umarł, skoro nie mogę pełnić powierzonej mi misji. – powiedział do swojego sekretarza. Zamilkł. – Bądź wola twoja. Totus Tuus – dodał.

Cały Twój
© Corbis/FotoChannels

Totus Tuus. To samo napisał po tracheotomii przed miesiącem, kiedy okazało się, że zabieg odebrał mu zdolność mówienia.

„Co wyście mi zrobili?” – pełne wyrzutu pytanie, a potem dopisek „Ale… Totus Tuus”.

Cały Twój. Cały.

Oddawał wszystko, po kolei. Swoją sprawność fizyczną, pasję podróżowania i głoszenia Ewangelii na całym świecie, swój wspaniały głos, którym tak poruszał ludzi.

Wspinał się na swoją Kalwarię i był już bardzo blisko celu, ale jeszcze brakowało kilku metrów. Jego mocny charakter nie mógł pogodzić się z bezsilnością, uznał, że śmierć byłaby lepsza. On uznał. Jego wola. A przecież nie tego uczył Grignion de Montfort, nie to było treścią słów Totus Tuus. Jego wola ma poddać się woli Boga, tak jak Maryja poddała się tej woli.

Matka mogła powiedzieć: nie, nie zniosę tego, dość. Jednak poszła pod krzyż i stała przy nim aż do końca. Tam usłyszała słowa: „Niewiasto, oto syn Twój”, a Jan usłyszał: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny wziął ją do siebie.

Ukoronowanie

 

Jest w Ewangelii św. Łukasza taki moment, gdy „jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała”, zwracając się do Jezusa: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś” (Łk 11,27). Słowa te stanowią pochwałę Maryi jako rodzonej Matki Jezusa. Może owej kobiecie Matka Jezusa osobiście nie była znana. Kiedy bowiem Syn rozpoczął swą mesjańską działalność, Maryja Mu w tym nie towarzyszyła. Pozostawała nadal w Nazarecie. Można powiedzieć, że powyższe słowa nieznanej kobiety niejako wywołały Ją z tego ukrycia.

Poprzez słowa te stała się też niejako obecna wśród tłumu bodaj na chwilę cała ewangelia dziecięctwa Jezusa. Tam właśnie Maryja jest obecna jako Matka, która poczyna Jezusa w swym łonie, która Go rodzi i jako Dziecię karmi po macierzyńsku piersią: Matka-Karmicielka, którą ma na myśli owa „kobieta z tłumu”. Poprzez to macierzyństwo Jezus – Syn Najwyższego (por. Łk 1,32) – jest prawdziwym Synem człowieczym. Jest „ciałem”, jak każdy człowiek: jest „Słowem, które stało się ciałem” (por. J 1,14). Jest to ciało i krew Maryi!

Jan Paweł II, Redemptoris Mater, 20

2 kwietnia 2005 roku, sobota

Korony były cztery, dwie większe i dwie mniejsze. Wykonane ze złota, ozdobione piastowskimi orłami i andegaweńskimi liliami. Podstawę koron zdobił napis Totus Tuus.

Jan Paweł II podniósł rękę i pobłogosławił je. Dwie korony przeznaczono dla ikony Czarnej Madonny i Dzieciątka na Jasnej Górze, drugą parę – dla obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w Grotach Watykańskich, w których wkrótce spocznie jego ciało.

Rad by sam nałożyć te korony na jasnogórski obraz, a przynajmniej na obraz w Grotach, ale to już nie było zadanie dla niego.

Zazwyczaj w soboty robił pogłębiony rachunek sumienia i korzystał ze spowiedzi. Czy był wierny wezwaniu Jezusa skierowanemu do Piotra: „Czy miłujesz mnie więcej aniżeli ci?” Czy słowa Totus Tuus stanowiły treść każdej jego myśli, słowa i uczynku?

„Zwycięstwo, gdy przyjdzie, przyjdzie przez Maryję” – zwycięstwo, a więc walka, rozumiana jednak inaczej, niż rozumiał ją świat. Codzienna walka o to, by kochać tak jak Ona kochała. Także dlatego zapragnął ofiarować Kościołowi różańcowe tajemnice światła, w których Jej obecność jest jeszcze bardziej dyskretna niż w pozostałych. W ostatnich latach uczył się od Niej tego, co najtrudniejsze – znikania, rezygnacji z tego, co stanowiło treść jego życia. Okazywania miłości w bezsilności i bezradności.

Cały Twój
© Corbis/FotoChannels

Jezus, wychodząc z Nazaretu na drogi Galilei i Judei, zostawiał bezpowrotnie wszystko, czym żył do tej pory. Ona podążała za Nim, będąc przeważnie z dala, a przybliżając się jedynie wówczas, gdy miała Mu pomóc w spełnianiu Jego misji. Żadna z tajemnic światła – oprócz cudu w Kanie Galilejskiej – nie przywoływała jej obecności.

W ostatnich latach on również uczył się, co oznacza nieobecność. Tak było w 1999 roku, kiedy podczas pielgrzymki do Polski nie mógł odprawić mszy na Błoniach, tak było później, gdy należało ograniczyć liczbę pielgrzymek, spotkań z ludźmi, gdy w końcu trzeba było korzystać z zastępców, którzy wygłaszali jego homilie i przemówienia. On znikał. To nie leżało w naturze mężczyzny takiego jak on – przyzwyczajonego do aktywności, ruchu, wychodzenia na zewnątrz. Maryja uczyła go z kobiecą cierpliwością, że brak zewnętrznej aktywności może owocować coraz większą aktywnością wewnętrzną, że niedziałanie otwiera na działanie w innym wymiarze, a ofiara złożona z własnej woli jest najcenniejsza w oczach Boga. „Czyńcie wszystko, cokolwiek wam powie” – te słowa z Kany Galilejskiej stanowiły dla niego wskazówkę w czasie trudnych chwil spowodowanych chorobą, kiedy ocierał się o bunt – nie z powodu cierpienia fizycznego, ale z powodu niemożności spełniania swojej misji.

Ostatnią tajemnicą światła było ustanowienie Eucharystii. Żadna Ewangelia nie mówiła o obecności Matki Bożej w czasie Świętej Wieczerzy. A jednak miał przeświadczenie, że ta tajemnica i Jej dotyczy. Powtarzając nakaz Chrystusa: „To czyńcie na moją pamiątkę”, słyszał prośbę Maryi o okazywanie posłuszeństwa Synowi. Mówiąc: „to jest Ciało moje, to jest Krew moja”, myślał o dziewiczym łonie Maryi, które przyjęło Wcielenie Słowa Bożego i dało mu ludzkie ciało i ludzką krew. Przecież nawiedzając Elżbietę, stała się pierwszym „tabernakulum” w historii, w którym Syn Boży (jeszcze niewidoczny dla ludzkich oczu) pozwala się adorować krewnej swej Matki, niejako „promieniując” swoim światłem poprzez oczy i głos Maryi.

O tym wszystkim pisał w encyklice Ecclesia de Eucharistia ogłoszonej jeszcze w Roku Różańcowym, w kwietniu 2003 roku. Później pomyślał, że to nie wystarczy, i w 2004 roku ogłosił Rok Eucharystii. Rok ten miał zakończyć się w październiku 2005, dla niego kończył się dziś.

Spojrzał na siostrę Tobianę, przełożoną małej wspólnoty sercanek służących mu wiernie przez te wszystkie lata. Zakonnica zorientowała się, że chce jej coś powiedzieć. Nachyliła się i usłyszała, jak wyszeptał słowa:

– Pozwólcie mi odejść do Pana.

***

Kiedy był mały, ojciec zaprowadził go do klasztoru Karmelitów na Górce. Tam ojciec Sylwester Gluczman nałożył mu szkaplerz karmelitański. Wiąże się z nim tak zwany przywilej sobotni. Matka Boża, objawiając się karmelicie Szymonowi Stockowi, obiecała, że kto pobożnie będzie nosić szkaplerz, tego ona zabierze do nieba w pierwszą sobotę po śmierci. Drugiego kwietnia 2005 roku wypadła sobota. O 21.37 serce papieża przestało bić.



miejsce dla każdegoMieczysław Mokrzycki, Brygida Grysiak

„Miejsce dla każdego. Opowieść o świętości Jana Pawła II”

Po bestsellerowym „Najbardziej lubił wtorki” – książce o codziennym życiu papieża Jana Pawła II, arcybiskup Mieczysław Mokrzycki opowiada o tym, co działo się w papieskich apartamentach przy stole zasiadali sami domownicy. Boże Narodzenie i Wielkanoc, były czasem, kiedy w Watykanie pojawiał się kawałek Polski – z jej świątecznymi zwyczajami, śpiewami, opowieściami. Ta książka to opowieść o tym, jak Jan Paweł II przygotowywał się do tych dni. Obok opowieści lekkich, anegdotycznych, pojawiają się też sprawy poważne. Świadkowie ostatniego Wielkiego Tygodnia Jana Pawła II w przejmujący sposób opowiadają o tym, co działo się w papieskich apartamentach w ostatnim tygodniu życia Papieża. Swoim życiem napisał najpiękniejszą encyklikę – mówi abp Mokrzycki. Żadna inna encyklika nie przyprowadziła do Boga tylu ludzi.

>>> Kup teraz <<<


listy apostolskieJan Paweł II

„Listy apostolskie Ojca Świętego Jana Pawła II”

Listy apostolskie to te, które papież kieruje do całego Kościoła, do metropolitów i konferencji episkopatów. Na ogół nie dotyczą problemów czy wydarzeń o charakterze jednostkowym, jak ogłaszanie beatyfikacji czy decyzje mniejszej wagi, różnią się także wyraźnie od korespondencji zwyczajnej – oficjalnej i prywatnej. Niektóre z listów składających się na niniejszy tom są powszechnie znane, jak choćby „Salvifici doloris” o ludzkim cierpieniu czy „Tertio millennio adveniente” na temat trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, inne – ważne w szczególny sposób dla polskiego Kościoła (na przykład pierwszy list apostolski Jana Pawła II, „Rutilans agmen”, z okazji dziewięćsetlecia śmierci świętego Stanisława). Zbiór zawiera ostatni list apostolski zmarłego Papieża, „Szybki rozwój”, poświęcony środkom społecznego przekazu.

>>> Kup teraz <<<

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę