Nasze projekty

Bitwa na żywo

Przebierają się w mundury Powstańców Warszawskich, biorą w ręce karabiny i granaty, biegają, krzyczą, strzelają ślepakami, udają zabitych i rannych. Publiczność klaszcze. Dorośli, a zachowują się jak dzieci? Mogą się wydawać dziwni? Do czasu, aż zrozumie się dlaczego to robią. Bo powstańcze rekonstrukcje to nie zabawa ani żarty z historii. To dużo, dużo więcej...

Reklama

W pierwszych dniach sierpnia Warszawa przybiera biało-czerwone barwy. 1 sierpnia jest Świętem przez duże "Ś". Świętem bohaterów i wolności. I to nie wymuszonym oficjalnym, urzędniczym kalendarzem. W czasach dyktatury komunistycznej Warszawiacy świętowali w tajemnicy, potem półoficjalnie, wreszcie gdy czerwona władza już nie miała tyle sił, by wszystkiego zakazać, uroczystości odbywały się jawnie. Ale po odzyskaniu wolności i w następnych latach świętowanie kolejnych rocznic Powstania po prostu eksplodowało. Ani komunistyczna propaganda, ani późniejsi krytycy tego Święta nie dali rady… Duży wpływ na taki wynik mają "przebierańcy" w powstańczych mundurach.

 

"Tu nie chodzi o to, że się przebierzemy, będziemy biegać po lesie albo po mieście i miło spędzimy czas. Chcemy pokazać ludziom, jak wygląda historia. Jak walczyli żołnierze, co robiła ludność cywilna, jak pomagały sanitariuszki. Staramy się wcielić w te postaci, żeby pokazać ludziom trochę historii"

Reklama

 

 Edyta Sadowska jedna z uczestniczek, uczy się w technikum gastronomicznym, ma rok do matury. I jest bardzo emocjonalnie związana z tym co robi. Chce się wcielać w role osób, które walczyły, może zginęły… "Czuję to w sobie głęboko" – mówi nam. Po tym milknie na długo. "Szukam słów… " – dodaje cicho. Ale jak opowiedzieć takie uczucia? Jak wytłumaczyć to, co się dzieje w głowie i sercu?

 

Reklama

"Takie rzeczy wysysa się z mlekiem matki" – bez ceregieli, w krótkich , harcerskich słowach, tłumaczy Miłosz Dzienio, harcerz z Mińska Mazowieckiego. Też młody chłopak. Maturzysta. Choć jego pasją jest historia, chce zostać fizjoterapeutą. Fizjoterapia to fajny zawód, można pomagać innym i jeszcze się z tego utrzymać. A z historii ciężko… A poza tym, jak mówi z uśmiechem – "historia to pasja, a pasja nie może stać się pracą bo by zbrzydła." I to rekonstrukcyjne hobby, to nie przypadek: "Obaj dziadkowie byli w Armii Krajowej, kilka osób z rodziny walczyło w Powstaniu Warszawskim. Zainteresowania rodzinne".  Najpierw próbował sam założyć grupę rekonstrukcyjną, ale nie wyszło. Trafił do Grupy Historycznej Radosława.

 

Bitwa na żywo

Reklama

Edyta i Miłosz, młodzi, w furażerkach z orłami w koronie. Miłosz w mundurze "zdobycznym", Edyta w na wpół cywilnym, mundurze powstańczej sanitariuszki. Oboje jakby wyjęci ze zdjęć powstańczych kronik. Dbają o szczegóły ubioru, kobieca fryzura Edyty też z "epoki". "Obydwie opaski, biało-czerwoną i sanitariuszki uszyłam sama. Opatrunki też przygotowujemy sami, tniemy płócienne prześcieradła i robimy z nich bandaże. Czasami coś szyję kolegom. Pomagamy sobie wzajemnie jak tylko możemy" – mówi dziewczyna. Miłosz ma na sobie oryginalną kurtkę z II wojny światowej. Niemiecką! "To kurtka strzelców górskich – bardzo prawdopodobne, że Powstańcy mogli zdobyć takie kurtki na Niemcach" – tłumaczy. Powstańcy ze zgrupowania Radosław rzeczywiście nosili na sobie zdobyczne niemieckie mundury. Biało czerwone opaski, czy orły na czapkach – zamieniały niemieckie mundury w polskie. Opaska Szymona jest z lat 80-tych, pewien kombatant nosił ją na uroczystościach rocznicowych, teraz  jest na rękawie harcerza z GH Radosław. Dziedzictwo…

 

Grupa Historyczna Radosław jest jedną z prężniejszych grup rekonstrukcyjnych. Jej członkowie spotykają się z Powstańcami Warszawskimi, pojawiają się na wielu rocznicowych uroczystościach, uczestniczą w rekonstrukcjach nie tylko powstańczych. Można ich zobaczyć między innymi podczas słynnego już "Marszu Cieni". To bardzo nietypowa, wzruszająca, inscenizacja. Tu nikt nie strzela, nie biega. To rekonstruktorzy z całej Polski, przebrani w mundury żołnierzy, pograniczników i policjantów z września 1939 roku przypominają o wielkiej zbrodni Sowietów. Idą ulicami stolicy, w ciszy, bez pasów i broni, w eskorcie uzbrojonych sowieckich żołdaków. Słychać wtedy tylko stukot podkutych wojskowych butów, czasami połajanki w rosyjskim języku. Symbolicznie idą do Katynia, Starobielska, Miednoje…

 

Te rekonstrukcje oglądają tysiące ludzi. Młodzi i starsi. "Marsz Cieni" jest specyficzny z jeszcze jednego powodu. Nie oglądają go kombatanci z obozów w Katyniu, Starobielsku, Ostaszkowie… Oni zostali w dołach śmierci za wschodnią granicą. Ale rekonstruktorzy o nich pamiętają i oddają im w ten sposób cześć.

Uczestnicy Powstania mają stały kontakt w rekonstruktorami m.in. z Radosława. Oni oglądają rekonstrukcje ulicznych walk w Warszawie, wracają do bolesnych, ale często pięknych wspomnień. I przekazują swoją wiedzę kolejnym pokoleniom.

 

"Spotykamy się z Powstańcami" – mówi Jarosław Wróblewski, dziennikarz i rekonstruktor z wieloletnim stażem. I opowiada, że rośnie już kolejne pokolenie pasjonatów historii, dzieci rekonstruktorów. I oni też spotykają się z Powstańcami. "Staramy się angażować dzieci i młodzież. Patrzymy perspektywicznie. Oni to po nas przejmą. Te dzieci rozumieją historię już na innej płaszczyźnie. Uczestniczą w spotkaniach z kombatantami. Są w sekcji Zawisza. I odgrywają taką rolę, jaka Zawiszacy mieli w Powstaniu. Są łącznikami, dostarczają pocztę polową. Kombatanci Szarych Szeregów uszyli im sztandar. Przekazali im ten sztandar na warszawskich Powązkach, w 69. rocznicę Powstania. W ten sposób jakoś ich namaścili. Zobaczyli w nich swoich spadkobierców. To ważna rzecz! Moja córka Zuzia też była w Zawiszy. Widzę, jak ona chłonie historię" – mówi Jarosław Wróblewski.

 

Etykietka "dorosłych bawiących się w wojnę" – jaką czasami ktoś chce przyczepić rekonstruktorom, jest głęboko niesprawiedliwa. Rekonstrukcje są często bardzo realistyczne. Są wybuchy, strzały, jeżdzą czołgi i wozy pancerne. Padają ranni i zabici. Leje się sztuczna krew. Czasami "giną dzieci". Sanitariuszki mają pełne ręce roboty.  To jak film historyczny, wojenny – tyle, że rozgrywany na żywo. I taki teatr gromadzi często tłumy. Po wszystkim ludzie klaszczą, kombatanci dziękują. Ale niektóre środowiska to krytykują – bo po co epatować, po co strzelać, wciągać w to dzieci. "W tym wypadku to zasadanie znam się, ale się wypowiem. Trzeba pokazywać historię taką, jaka ona była" – ucina Miłosz.

 

"My tych inscenizacji nie robimy na siłę. Mieszkańcy Warszawy ich chcą i chcą brać w tym udział. Pytają, kiedy coś organizujemy. Jest jakiś głód tego" – dodaje Jarosław Wróblewski. Krytykom warto jeszcze powiedzieć, że do Radosława nie mogą należeć osoby niepoważnie traktujące działania Grupy, krótko mówiąc ci, którzy chcą się bawić w wojnę. Oni muszą sobie szukać innego towarzystwa. Ponadto każdy, kto działa w Radosławie, lub chce do niego dołączyć, musi utożsamiać się z ideami żołnierzy Armii Krajowej.  Wróblewski, który jest także autorem książki "Zośkowiec" o żołnierzu Harcerskiego Batalionu Zośka, Henryku Kończykowskim ps. "Halicz" – uzupełnia: 

 

"Nie jesteśmy grupą paramilitarną – żeby była jasność. Chcemy przechować pamięć o Powstaniu Warszawskim. To bierzemy sobie mocno do serca. W naszym statucie jest zapis, że nie możemy założyć mundurów niemieckich i sowieckich. My kultywujemy pamięć wojska polskiego" – podkreśla.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę