Nasze projekty
fot. Wolontariat Misyjny Salvador

„Wierzę, że jesteś blisko”. List Teresy Kmieć do Helenki

"Oj, Helen, Helen, narobiłaś Ty rabanu... Nie tylko w moim sercu. Chyba się nie spodziewałaś tego, co się zaczęło na świecie dziać po tym, jak ten świat o Tobie usłyszał. Wiesz, jaka jestem z Ciebie dumna?" Przeczytajcie wzruszający list Teresy Kmieć do Helenki.

Reklama

Fragment książki “Helenka poszła do nieba”, Małgorzaty Pabis, DW Rafael 2018



Lublin, dwieście dziewięćdziesiąty piąty dzień bez Ciebie

Kochana Siostrzyczko!

Reklama

Długo się zastanawiałam, jak zacząć ten list. Zazwyczaj mówiłam do Ciebie „Helen” albo „Helcia”, kiedy opowiadałam o Tobie innym, byłaś „Helenką”, a w telefonie mam cały czas zapisany numer, pod który już nigdy nie zadzwonię, pod który wysłałam tyle SMS-ów – numer podpisany „Sis”. I mój numer w Twoim telefonie też chyba jest tak zapisany.

Za parę godzin minie mój dwieście dziewięćdziesiąty piąty dzień bez Ciebie. To dwieście dziewięćdziesiąt pięć zachodów słońca bez Ciebie i dwieście dziewięćdziesiąt pięć wschodów bez Ciebie. Czym są te liczby wobec nieprzeliczonych zachodów i wschodów przeżytych razem, nawet na odległość? A jednak każdy kolejny dzień muszę sobie uświadamiać, że wielu rzeczy nie zrobię „już nigdy”.

Reklama

Już nigdy nie pójdziemy razem na roraty.

Już nigdy nie zaśpiewamy razem na głosy, nawet Wód Jordanu, których chyba miałaś już dość, bo proponowałam tę pieśń zawsze, jak miałyśmy coś razem śpiewać. A nie, jeszcze było Tomorrow.

Już nigdy nie pojedziemy we dwie samochodem, już nigdzie – ani na lotnisko, ani na zakupy, ani do domu. (Czy ja Ci kiedykolwiek powiedziałam, jak dobrze się z Tobą jeździ, jakim jesteś świetnym kierowcą, jak bezpiecznie się czuję, gdy siedzisz za kierownicą? Pewnie nie. Jak wielu rzeczy, których nie zdążyłam Ci powiedzieć).

Reklama

Już nigdy nie oglądniemy razem żadnego skeczu Kabaretu Młodych Panów, już nigdy nie będziesz mi tłumaczyć tych śląskich żartów.

Już nigdy nie będziemy płakać na filmie do jednej chusteczki, jak na Karolu, papieżu, który pozostał człowiekiem. (Wiesz, że ja rzadko płaczę na filmach, a raczej – płakałam. Ostatnio coś się zmieniło, ktoś chyba Cię musi godnie zastępować).

Już nigdy nie zadzwonisz do mnie z życzeniami.

Już nigdy nie będę się zastanawiać nad prezentem dla Ciebie.

Już nigdy nie posiedzimy w kuchni, nie zrobimy sobie nawzajem jajecznicy, herbaty, nie zagramy w Quizowanie, nie pogadamy, nie opowiemy sobie, co nowego w Lublinie i w Gliwicach.

Już nigdy nie wymienimy porozumiewawczych spojrzeń w kościele (zdarzało się, przyznaj…).

Już nigdy…

Ciężko to zrozumieć, zresztą – co tu jest do rozumienia? Stało się i już, niby dawno, jakiś czas temu – a dla mnie to wciąż niepojęte. No bo jak to? Już Cię nie zobaczę? Nie przytulę? Nie pośmiejemy się? Nie odpiszesz na SMS-a? Nie odbierzesz telefonu? Jak to się mogło wszystko skończyć – tak nagle, bez uprzedzenia? Nikt mnie nie przygotował? Nie zapytał, jakie jest moje zdanie? Nie powiedział, że właśnie przeżywamy razem, Ty i ja, ostatnie spotkanie? Ostatnie święta? Ostatni miesiąc? Ostatni rok?

Jak przeżyłabym ten rok, gdybym wiedziała, że jest naszym wspólnym ostatnim?

Pewnie inaczej. Wiele mam sobie do zarzucenia, tyle razy mogłam być dla Ciebie lepsza, milsza, bardziej akceptująca, bardziej wspierająca. Chyba zbyt mało się starałam być taką dobrą starszą siostrą, taką wymarzoną, taką, na jaką zasłużyłaś. Mam nadzieję, że mi to wszystko wybaczyłaś.

Wiesz… dużo się nauczyłam przez ten czas, te samotne dwieście dziewięćdziesiąt pięć dni. Wiele zrozumiałam, wiele zobaczyłam: że mam wokół tylu życzliwych ludzi; że z tragedią nie zostałam sama; że muszę wciąż być lepsza dla innych, bo potem będę żałować, żałować tych wszystkich wypowiedzianych niepotrzebnie słów; że nie można odkładać miłości na potem.

Oj, Helen, Helen, narobiłaś Ty rabanu… Nie tylko w moim sercu. Chyba się nie spodziewałaś tego, co się zaczęło na świecie dziać po tym, jak ten świat o Tobie usłyszał. Wiesz, jaka jestem z Ciebie dumna?

Ale ja zawsze byłam z Ciebie dumna. Dumna tak, jak tylko może być dumna starsza siostra ze swojej mądrej, pięknej, uroczej i kochanej młodszej siostrzyczki. Która zawsze pozostała młodszą siostrzyczką, nawet jak z dziewczynki zmieniła się w kobietę, zrobiła prawo jazdy i zaczęła nosić szpilki.

I dumą napawa mnie myśl, że zawsze było w sercu tej mądrej, pięknej i dobrej kobiety specjalne miejsce dla mnie. Miejsce dla starszej siostry. Dla jedynej siostry.

Za parę godzin w telefonie z Twoim zdjęciem zadzwoni budzik. Wstanę, a Twoje zdjęcie będzie pierwszym, jakie zobaczę. Pójdę do łazienki, gdzie spojrzę na zegarek, który przywiozłaś mi z Londynu. W kuchni zrobię sobie herbatę w kubku, który dostałam od Ciebie na dwudzieste pierwsze urodziny. Włożę buty, które Ci się podobały, płaszcz, który razem kupowałyśmy, owinę się szalem przywiezionym ze wspólnej wyprawy do Jerozolimy. Twój rower, który mi parę lat temu pożyczyłaś, zostanie dziś wyjątkowo w garażu, a ja otworzę drzwi kluczami z breloczkiem, który przywiozłaś mi z Majorki, posmaruję usta balsamem, który kiedyś dostałam od Ciebie – i zacznę dwieście dziewięćdziesiąty szósty dzień bez Ciebie.

Ale czy tak naprawdę bez Ciebie? Przecież jesteś gdzieś blisko. Wierzę w to.

Kocham Cię i tęsknię

Do zobaczenia

Sis


Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę