“W Moim kielichu są też łzy”. Poruszająca lekcja cierpienia od Alicji Lenczewskiej
Ostatnie kilkanaście miesięcy życia Alicji Lenczewskiej było jednym wielkim ćwiczeniem duchowym dla niej samej, ale także wielką lekcją odchodzenia dla innych.
Codzienne cierpienie wizjonerki ze Szczecina, jej pogodzenie się z losem, oczekiwanie na nieuchronne, a jednocześnie zjednoczenie z Ukrzyżowanym to niezwykłe dowody na przemieniającą ją miłość Chrystusa. 21 sierpnia 2011 roku Alicja Lenczewska pisała:
„Ósmy miesiąc jestem leczona chemioterapią, która ma zahamować rozwój raka. I rzeczywiście jakoś hamuje. Jednak tego typu leczenie jest bardzo uciążliwe, bo są wielorakie skutki uboczne utrudniające poruszanie się, jedzenie. Duże osłabienie itd. Z domu wychodzę (z wyjątkiem kilku przypadków) codziennie na Mszę św. na godzinę 12 i także półgodzinną adorację. Wracając, robię zakupy. Poza tym jestem w domu. Modlę się, czytam, odpoczywam. Nie mam potrzeby jakiejś pomocy jakichś innych osób (…) Tak prawdę mówiąc cieszę się swoją chorobą nowotworową. To jest ostatnia moja posługa, jaką mogę składać w duchu ekspiacji za moje grzechy i mych braci w Panu. Jestem Mu bardzo wdzięczna za to” (Słowo pouczenia 468).
Siłą do przetrwania cierpień jest Miłość!
„Osoby, które znały Alicję przed nawróceniem, opisywały ją jako osobę bardzo chłodną, ostrą. Czasami raniła bliźnich i niezbyt to chyba odczuwała. Natomiast po nawróceniu, gdy zdarzały się sytuacje raniące, to czuła swoją grzeszność, przepraszała i zachowywała się jak najlepsza siostra. Widać ogromną różnicę pomiędzy początkową Alicją a tą Alicją na końcu. Widać całą drogę, którą przeszła. Zauważała drugiego człowieka, była przyjazna, już nie była taka pewna w swoich opiniach. Uważała na to, co mówi”, opowiada Maria Binda uczestnicząca w komisji powołanej przez abp. Andrzeja Dzięgę w sprawie pism Lenczewskiej.
Już na długo przed chorobą Lenczewska wracała do myśli o tym, że jej cierpienia mają być ofiarą za innych. „Wartość zbawcza cierpienia nie jest zależna od jego intensywności, lecz od jego świętości – od uświęcenia przez gorliwość oddania Bogu z miłości i z troski o dobro innych. Lekkie i nawet radosne jest cierpienie własne, jeśli cała twoja uwaga skierowana jest ku Bogu i ku bliźniemu. Dziecko Moje, nie myśl o sobie, o takich czy innych aspektach twego życia. Myśl o tych, o których trzeba się zatroszczyć, by im pomóc, oddając Mi ich, prosząc i pokutując za nich. Miłość i pragnienie Miłości dla wszystkich przyciągnie moc Moją i przemieni to, co powinno być przemienione w tobie i w innych” (Słowo pouczenia 408), zapisała w roku 1999, ale dopiero w latach 2010 i 2011 w pełni ujawniała się prawda tych słów w jej życiu.
“W Moim kielichu są też łzy”. Niezwykła wizja podczas Eucharystii
Charakterystyczne dla okresu choroby było także jej ścisłe zjednoczenie z Eucharystią. Nie przypadkiem Lenczewska wskazuje, że w centrum jej dnia w tamtym czasie (jak zresztą przez lata), i to niezależnie od samopoczucia, były Eucharystia i Adoracja. To, jak głęboko wizjonerka ze Szczecina odczuwała tajemnicę tego, co dokonuje się na Ołtarzu, doskonale ukazuje wizja z 24 kwietnia 1990 roku, gdy podczas Mszy św. Lenczewska zobaczyła łzę spływającą po zewnętrznej ściance kielicha. I choć zaznaczyła wówczas, że „nie wie, co znaczy” ta wizja, to jednocześnie odczuła słowa, które niezwykle mocno wyrażają tajemnicę Eucharystii:
Przeczytaj również
„Na ołtarzu Eucharystycznym podczas Ofiary skupia się Energia – moc stwarzająca i podtrzymująca życie milionów istot. Ukryta przed okiem ludzkim Moja Święta Moc. Ukryta, aby dać możliwość zasługi wiary i ufności. Błogosławieni, którzy nie widzą, a wierzą. Którzy nie odczuwają, a pełni są wdzięczności i uwielbienia, którzy nie doznają, a pragną ukochać całym swoim ludzkim sercem. (…) W Moim kielichu jest tylko Moja Krew – są też łzy Matki i łzy tych wszystkich, którzy współofiarują się ze Mną i piją z Mojego Kielicha Ofiary Zadość uczynienia” (Słowo pouczenia 77). W ostatnim okresie swojego życia wizjonerka mogła w sensie ścisłym zjednoczyć się z ofiarą Chrystusa.
„Najpiękniejszą konferencję wygłoszę dzisiaj o 19”
Ks. Maciej Bagdziński, który także w tym czasie był u niej niemal codziennie, wspomina jej umieranie jako niesamowite rekolekcje. „Słuchaj, Alicjo – mówił jej wtedy – ty mi wygłaszasz przepiękne rekolekcje swoim umieraniem”. Wizjonerka miała wówczas spojrzeć na niego i powiedzieć: „Najpiękniejszą konferencję wygłoszę dzisiaj o 19”. „I bardzo się rozpłakała. Dowiedziałem się, że o 19 zmieniają jej opatrunki, robią higienizację, muszą ją podnosić, a przy raku kości to jest ogromny ból – już nawet morfina nie pomaga. Wtedy zachowałem się intuicyjnie. Nałożyłem ręce na jej głowę i pomodliłem się na głos: «Panie Boże, spraw, żeby ona dzisiaj nie cierpiała». Alicja złapała moje ręce i powiedziała: «Proszę cię, nie módl się tak, ja chcę cierpieć»”, opowiadał ks. Bagdziński.
Jak tam pięknie…
Końcówka grudnia to był już czas jej dramatycznego cierpienia. Każdy kolejny dzień był gorszy. Cierpienie, mimo morfiny, rosło, a Alicja Lenczewska coraz częściej traciła świadomość. Jej ostatnie słowa, przynajmniej te zapamiętane przez otoczenie, padły 31 grudnia. „Panie Jezu, spalamy się. Panie Jezu, spaliłeś się. Panie Jezu, spaliłam się do końca. Tę drogę musisz przejść sama”, mówiła wizjonerka. To nie był jednak jeden ciąg słów, ale każde zdanie było wypowiadane wiele razy, a wszystko złożyło się w całość w ciągu kilku godzin. Inny świadek jej odchodzenia, Bernadeta Woźniak-Hoppe, uzupełnia, że w ostatnich dniach Alicja miała doświadczenia „życia po śmierci”. „Ona przed śmiercią (…) mówiła krótkie zdania: «Jak tam pięknie. Widziałam swoich rodziców, a Bóg nas kocha». Alicja była szczęśliwa, że opuści ten świat”, opowiada przyjaciółka jeszcze z czasów pracy nauczycielskiej.
5 stycznia było już widać, że Lenczewska odchodzi. „Przed ostatnim oddechem Ala otworzyła szeroko oczy i zaczęła ruszać ustami. Coś mi chciała przekazać, tylko że głosu już nie wydała”, wspomina czuwająca przy jej łóżku Krystyna Sulińska. O 19.42 wydała ostatni oddech i połączyła się z Tym, którego nad wszystko ukochała. O momencie śmierci pisała wiele lat wcześniej, 28 sierpnia 1995 roku: „Śmierć jest błogosławieństwem, bo uwalnia od wpływu szatana, upadków i grzechu. Uwalnia od cierpień, jakie zadaje własne ciało, świat i ludzie” (Słowo pouczenia 387), a wcześniej, bo w roku 1991, zaznaczała, że „Cisza grobu jest pozorna – śmierć ciała daje pełnię życia duszy” (Słowo pouczenia 168). W jej przypadku okazało się to prawdą, bo jej prawdziwe oddziaływanie zaczęło się po jej śmierci, gdy 20 lipca 2015 roku wikariusz generalny archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej bp Henryk Wejman wydał zgodę na wydanie Świadectwa i Słowa pouczenia. Od tego momentu notatki duchowe wizjonerki ze Szczecina żyją już własnym życiem.
Tekst jest fragmentem książki “Alicja Lenczewska. Świadectwo życia” autorstwa Tomasza Terlikowskiego. Śródtytuły zostały nadane przez redakcję.
Tomasz P. Terlikowski
„Alicja Lenczewska. Świadectwo życia”
Gdy Alicja Lenczewska zapisywała swoje dzienniki – Świadectwo i Słowo pouczenia – nie wiedziała, co się z nimi stanie. Dziś pomagają tysiącom ludzi w odnalezieniu drogi do swojego wnętrza i do Boga.
Autor patrzy na jej spuściznę w kontekście obfitej literatury mistycznej, począwszy od św. Teresy z Avili przez św. Teresę z Lisieux aż po św. Faustynę. Czy słowa Alicji Lenczewskiej stanowią rozwinięcie wizji tych trzech świętych kobiet? Czy to znaki czasu i wyraz Bożej opieki nad poszukującymi Jego miłości?
Zmarła zaledwie dziesięć lat temu. Ciągle żyje w naszej pamięci i z roku na rok poszerza się grono czytelników Świadectwa i Słowa pouczenia.
KUP KSIĄŻKĘ:
W sklepie Wydawnictwa WAM>>>
W sklepie Dobroci.pl>>>