Nasze projekty

Czasem nie trzeba słów

Kaja Kwiecińska dobrze pamięta swoją najsmutniejszą chyba wizytę u kardynała Karola Wojtyły, gdy przyjechała do Krakowa, by powiadomić go o śmierci swego męża Marka. - U wuja gościł akurat arcybiskup Luigi Poggi z Watykanu. Ale natychmiast mnie przyjął, gdy zobaczył, że jestem. Nie zapomnę nigdy tej chwili. Tylko spojrzał na mnie i zapytał: „Marek?”. Przygarnął mnie z całą serdecznością, nic nie mówiąc.

Reklama

Gdy ksiądz Karol Wojtyła pracował jako wikariusz w kościele św. Floriana w Krakowie w latach 1949–1951, musiał mieć świadomość, że w tej świątyni odbyło się nabożeństwo przed pogrzebem jego dziadka Feliksa Kaczorowskiego, zmarłego 19 sierpnia 1908 roku. Nie wiadomo jednak, czy dotarł do metryki jego zgonu, która do dziś znajduje się w archiwum tej parafii.

 

Czasem nie trzeba słów

Reklama

Wiadomo natomiast, że zachował bliskie więzy ze swoją matką chrzestną ciotką Marią (córką Feliksa i siostrą Emilii, zmarłą w 1959 roku), po mężu Wiadrowską, i z jej rodziną. Miał serdeczny kontakt z jej mężem Leonem Wiadrowskim. Ten ostatni na łożu śmierci poprosił o spowiedź właśnie księdza Karola Wojtyłę, swego krewnego. Chciał też, aby on, jako ktoś bliski, udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych.

Zachował więź także z dziećmi swej matki chrzestnej: Felicją, Janiną i Adamem.

 

Reklama

RODZINA MATKI ZAWSZE BLISKA

 

Felicja i Janina Wiadrowskie mieszkały przy Floriańskiej w Krakowie. Jako ksiądz i biskup Karol Wojtyła często je odwiedzał, dedykował im książki.

Reklama

 

– Nie przejmował się tym, że nie były one łatwe w kontakcie – opowiada pani Kaja Kwiatkowska, ich kuzynka. – Udzielały nieraz Karolowi reprymendy, obrażały się na niego, a on z właściwym sobie poczuciem humoru rozładowywał wszelkie napięcia.

 

Czasem nie trzeba słów

Gdy Janina w 1971 roku zmarła, celebrował jej pogrzeb, a po nim zaprosił rodzinę na obiad do refektarza w krakowskiej kurii, pragnąc zaznaczyć wspólną więź i swoje przywiązanie do kuzynki ze strony matki.

 

Pamiętał też zawsze o Felicji, zwanej Lusią. Po wyborze na Stolicę Piotrową napisał do niej wzruszający list:

 

„Droga Lusiu, Pan Bóg zrządził, że pozostaję w Rzymie. Niezwykłe to zrządzenie Bożej Opatrzności. Myślę sobie w tych dniach wiele o moich Rodzicach i Mundku, ale myślę także o Twojej Mamie i Ojcu, którzy zawsze byli tak dobrzy dla mnie. Wspominam też śp. Janinę i Adama, a także śp. Rudolfinę, Annę i Roberta. Polecam Bogu ich dusze. Dużo mi wyświadczyli dobrego. Polecam również Bogu duszę śp. Stefanii, siostry mojego ojca. Ty zostałaś jedna przy życiu z całej mojej najbliższej Rodziny (…) Jan Paweł II, Państwo Watykańskie 27 X 1978”.

 

Czasem nie trzeba słów

A po jej śmierci w 1998 roku wystosował list, odczytany na jej pogrzebie, pisząc między innymi jako Jan Paweł II: „Odeszła do wieczności ostatnia osoba z najbliższej rodziny po stronie mojej Matki, Felicja Wiadrowska, najstarsza córka śp. Leona i Marii, moich Wujostwa, którym wiele zawdzięczam. Przede wszystkim posługę matki chrzestnej, oddaną mi w 1920 roku, a następnie wiele troski o moją osobę w ciężkim okresie okupacji niemieckiej. Żegnając na tym świecie moją kuzynkę Felicję Wiadrowską, pragnę wspomnieć o wszystkich innych zmarłych z jej rodziny. A więc oprócz wspomnianych już Rodziców, także jej siostrę, śp. Janinę oraz śp. brata Adama, jego zmarłą żonę i zmarłego syna Marka (…). Siostrom Duchaczkom najserdeczniej dziękuję za troskliwą opiekę, jaką otaczały w ostatnich latach życia moją zmarłą Kuzynkę. W dniu Jej pogrzebu ja także odprawiam Mszę św. za duszę śp. Felicji, którą dotąd codziennie wspominałem jako żyjącą. Teraz będę wspominał jako zmarłą”.

 

Najwięcej uwagi ksiądz Karol Wojtyła poświęcił rodzinie Adama. Kiedy Adam zmarł w roku 1954, zajął się jego jedynym synem, piętnastoletnim Markiem. Wspierał dorastającego bratanka. A gdy Marek rozpoczął studia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, zamieszkał w siedzibie biskupa Wojtyły przy Kanoniczej. Wuj biskup zabierał go też ze sobą na narty, na spływy kajakowe, na górskie wędrówki. A potem pomagał mu, gdy ożenił się z Kazimierą (po mężu Wiadrowska, dziś: Kaja Kwiecińska).

 

Czasem nie trzeba słów

– To jemu, wtedy kardynałowi Wojtyle, jako najbliższej osobie z rodziny, Marek przedstawił mnie później jako swoją narzeczoną – wspomina Kaja Kwiecińska. – Do dziś pamiętam ciepło jego rąk, którymi objął mnie przy powitaniu, i tę niezwykłą serdeczność i aprobatę dla osoby, którą widział po raz pierwszy w życiu, a która miała wejść do jego rodziny.

 

Biskup Wojtyła błogosławił w Toruniu ślub Kai i Marka w 1971 roku. A potem wziął udział w weselnym obiedzie w domu rodzinnym panny młodej. Zachowało się czarno-białe zdjęcie, na którym – w sutannie, z biskupim krzyżem na piersiach – stoi obok nowożeńcow i z uśmiechem przemawia.

 

– Wuj chętnie przyjmował nas później w swoim domu przy Franciszkańskiej. Kontakty były częste. I dosyć bliskie – opowiada Kaja Kwiecińska. – Niekiedy wpadał do nas do domu. Pamiętam, kiedy przyjechał po urodzeniu pierwszej córki, Ani, i pytał mnie nawet o to, czy miałam ciężki poród. Była to swobodna, rodzinna wizyta. Bez tykającego zegarka przed oczami.

 

Czasem nie trzeba słów

Gdy Kai i Markowi urodziła się druga córka, Marysia, biskup Wojtyła nie mógł przyjechać, ale przysłał list: „Bogu niech będą dzięki, że Marysia już ujrzała światło dzienne. Szczęśliwym Rodzicom gratuluję, a Małą polecam specjalnej opiece Niepokalanej, skoro nawet Jej imię otrzymała”. Podpisał się: „wujek”.

 

To on ochrzcił Marysię w swojej prywatnej kaplicy przy ulicy Franciszkańskiej w Krakowie. A po Mszy św. zaprosił całą rodzinę na poczęstunek, który w jego mieszkaniu przygotowały siostry zakonne.

 

Kiedy dziewczynki podrosły, wujek zapraszał je systematycznie na kinderbale, które rokrocznie organizował w Krakowie dla dzieci zaprzyjaźnionych rodzin, głownie z tak zwanego Środowiska.

 

O rodzinie pamiętał również, gdy sam organizował jakieś spotkania. Zaprosił rodzinę Kai choćby na jubileusz dwudziestopięciolecia święceń kapłańskich do katedry wawelskiej i zadbał, by rodzina matki na Mszy św. zajęła miejsca w prezbiterium.

 

Czasem nie trzeba słów

Kaja Kwiecińska dobrze pamięta swoją najsmutniejszą chyba wizytę u kardynała Karola Wojtyły, gdy przyjechała do Krakowa, by powiadomić go o śmierci swego męża Marka.

 

– Było to w maju 1978 roku. U wuja gościł akurat arcybiskup Luigi Poggi z Watykanu. Ale natychmiast mnie przyjął, gdy zobaczył, że jestem. Nie zapomnę nigdy tej chwili. Tylko spojrzał na mnie i zapytał: „Marek?”. Przygarnął mnie z całą serdecznością, nic nie mówiąc.

 

Fragment książki Mileny Kindziuk „Matka papieża. Poruszająca opowieść o Emilii Wojtyłowej”, Wydawnictwo „Znak”.


Milena Kindziuk „Matka papieża. Poruszająca opowieść o Emilii Wojtyłowej”, Wydawnictwo „Znak”


Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę