Irka Kowalska i Czarny Jaś Wuttke byli wśród tych, co wraz z Andrzejem Morro przebili się ze Starówki do Śródmieścia – jedni z tych, którzy podczas powstania powiedzieli sobie sakramentalne tak. Takich jak oni było ok. 250 – średnio cztery śluby na każdy dzień powstania. Prowizoryczne ceremonie, gdzie obrączkę zastępował kawałek drutu, a świadek ginął w drodze ugodzony odłamkiem.
Historia państwa Wuttke zamyka się w granicach Powstańczej epopei. Małżeństwo trwało dwa tygodnie, a wesele jak na tamte warunki bogate – krupnik jęczmienny, chleb, kluski z miodem.
Odbywało się w szkolnej sali, ławka dla młodej pary przybrana była nasturcjami.
Przeczytaj również
Irka Kowalska była dziewczyną o trudnym charakterze – samotniczka, piekielnie inteligentna i rzeczowa. Ciężka we współżyciu – bezlitośnie krytykowała otoczenie, ale dla siebie była najbardziej surowa. Dopiero na obozach harcerskich Irka rozkwitała, stawała się pogodna, wesoła. Była bardzo wytrzymała, znakomicie chodziła z ciężkim plecakiem, do którego brała rzeczy słabszych koleżanek. Zanim poznała Janka, zaręczyła się z kolegą ze studiów – Januszem Siedleckim. Zaraz na początku wojny narzeczony trafił do Oświęcimia. Krótko przed wybuchem powstania dostała od niego list i paczkę – „znaliśmy się rok, nie widzieliśmy się cztery lata (…) rozumiem Cię i nie chcę żeby nasza dziecinada i przyrzeczenie Cię krępowały”. W paczce był wojskowy płaszcz Janusza w którym walczył jako podchorąży w obronie Modlina. W powstaniu uszyto z niego furażerki. Kiedy Irka swoją utraciła, uznała to za zły znak.
Matka Irki wspomina: Wśród tych emocji wojennego życia przyszła miłość. Pewna jestem, że właściwie ta druga miłość była dopiero jej prawdziwym uczuciem. Była to bowiem jednocześnie najprawdziwsza, mocna przyjaźń. Irka z chłodnej i zamkniętej zmieniała się w tkliwą i łagodną. Straciłem wszystkich swoich przyjaciół.. Irka jest mi tak potrzebna – mówił Czarny Jaś.
1 sierpnia matka Irki Kowalskiej przygotowała wczesny obiad. Stawili się Irka i Jaś. Na młodszą siostrę – Marynę – sanitariuszkę czekano na próżno. Cztery dni później oboje są świadkami dramatycznych wydarzeń na Woli – Niemcy palili i mordowali. Na widok umundurowanych żołnierzy z biało-czerwonymi opaskami ktoś histerycznie krzyczał: – Zbrodniarze! To wasza wina! Ktoś inny im błogosławił. Na początku sierpnia w tzw. rzezi Woli zginęło od 38 do 65 tysięcy ludności cywilnej. Eksterminacja mieszkańców dzielnicy to bezpośredni rozkaz Hitlera.
Czarny Jaś i Irka nie wierzyli w zwycięstwo powstania. Zbyt twardo stąpali po ziemi. To było ich tragedią – pisze Matka Irki. Przewidując klęskę, jednocześnie nie widzieli innego wyjścia. Rozumieli, że powstanie jest wynikiem ich dotychczasowej pracy – pięknej i słusznej.
Powstanie miało trwać kilka dni i zakończyć się zwycięstwem. Nie przewidziano tragedii ludności cywilnej. Czarny Jaś wraz z kolegami z Szarych Szeregów powołali Wojskową Służbę Społeczną, które niosła pomoc ludności – rozdzielali żywność, lekarstwa, ratowały zasypanych, czuwali nad budową schronów. Realizował, to co w okresie przedwojennym było jego największą pasją – zajmujmował się „problemami socjalnymi”, choć w bardzo skrajnych warunkach. To o czym pisał ulubiony Bolesław Prus.
Zarówno Czarny Jaś jak i jego dwa lata młodszy brat – ps. Mały Tadzio (zawsze najmniejszy i najdrobniejszy w klasie) uczęszczali do liceum im. Batorego. Kolejne rodzeństwo – obok Andrzeja i Janka Romockich, którym życie napisało dramatyczną historię zakończoną w gruzach Warszawy. Mały Tadzio – podobnie jak młodszy brat Morro, był duszą artystyczną – sztuką interesował się ponad wszystko: przed wojną na półce w pokoju ojciec umieszczał pocztówki z reprodukcjami Wyspiańskiego, van Gogha, Rembrandta, Rafaela . Na tajnych kompletach zajął się studiowaniem architektury. Zginął 8 sierpnia na Cmentarzu Ewangelickim. Gdy koledzy z plutonu dowiedzieli się, gdzie ma być miejsce koncentracji, żartowali – Dlaczego od razu na cmentarz, może trochę za wcześnie…
Jaś zginął od kuli 18 września, zmarł na rękach żony. Los Irki nie jest znany. Po śmierci męża przebywała w kościele na Woli, gdzie wraz z innymi byli przesłuchiwani przez Gestapo. Czekała. Rankiem przyszedł gestapowiec i zawołał ją. Irena wyszła i ślad po niej zaginął.
Czarny Jaś był w jednej klasie z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim (a także Rudym, Zośką i najlepszym przyjacielem – Alkiem Dawidowskim). Porównując poezję Baczyńskiego z innymi współczesnymi mu poetami (np. Miłoszem) koledzy mówili – gdzie mu tam to Krzysia… i cytowali jego wizję pokolenia:
A serca – tak ich mało, a usta – tyle ich. My sami – tacy mali, jeden krok – przejdziem w mit.