Nasze projekty

Krajobraz po „Klerze” opisuje Marcin Makowski

Ecclesia Reformata et Semper Reformanda - głosi jedno z kluczowych haseł reformacji. Skoro Tradycja nie jest uznawana jako źródło wiary, Kościół musi odczuwać potrzebę nieustannego reformowania się w oparciu o Słowo Boże - twierdzą zwolennicy Marcin Lutra. Traf chciał, że na taką „małą reformację” przyszedł czas również w Polsce, po premierze filmu „Kler”. Być może jednak każdy ma takich Lutrów, na jakich sobie zasłużył

Reklama

Początek października, jeden z odcinków internetowego programu „Tomasz Lis na Żywo”. Gościem naczelnego „Newsweeka”, już po premierze filmu Wojtka Smarzowskiego, jest posłanka Joanna Scheuring-Wielgus. W pewnym momencie dyskusja schodzi na temat pedofilii w Kościele katolickim. – Do 2001 roku, można powiedzieć, że każdy biskup i ksiądz odpowiadał przed Bogiem. A po 2001 roku papież Benedykt wrzucił do przestępstw kanonicznych właśnie przestępstwa seksualne – mówi posłanka.  – Ale to w takim razie był jeszcze nasz papież – przerywa jej Tomasz Lis. – Nie, Ratzingen (sic!) – słyszymy. – On był papieżem od 2005 – poprawia redaktor. – Ale w 2001 roku… nieważne – kontynuuje Scheuring-Wielgus, po czym dziennikarz wyraźnie zakłopotany dodaje: „To ja poplątałem, oczywiście pani ma rację”. – No już myślałam – rzuca z ulgą członkini koła poselskiego Liberalno-Społeczni. Następuje chwila ciszy. „Zaraz, zaraz, zaraz” – mówi Lis. – W 2001 na pewno był Ratzinger. Od tamtego momentu każdy biskup na świecie… – nie daje mu jednak dokończyć gość w studiu. – Jednak w 2005 zmarł Jan Paweł II – mówi z uśmiechem zażenowania redaktor. – Dobra – kończy wątek posłanka i przechodzi do dalszej części wywodu.

 

Teraz inna scenka rodzajowa, z Twittera. „Znieść obowiązkowy celibat, uznać związki partnerskie homoseksualistów, także księży, dopuścić kobiety do kapłaństwa. I wiele problemów Kościoła instytucjonalnego by wyparowało” – napisała, również na kanwie dyskusji wokół filmu, dziennikarka „Wyborczej” Dominika Wielowieyska. Na pytanie: „Jak to się ma do Biblii?”, odparła: „W Biblii są rozmaite rzeczy, których nikt nie respektuje i które są sprzeczne z nauczaniem Chrystusa”.  Gdy internauci zastanawiali się (jak rozumiem ironicznie), dlaczego by nie wprowadzić przy okazji w jednym pakiecie kapłaństwa kobiet, usłyszeliśmy: „(…) dopuszczenie kobiet do kapłaństwa to nie jest chrześcijaństwo? A w czym kobiety są gorsze od mężczyzn? Co niechrześcijańskiego jest w kobietach?”.

Reklama

Czy mówiąc o wierze, wiemy o czym mówimy?

Niestety w Polsce wśród wielu komentatorów życia społecznego zapanowało dziwne przeświadczenie, że na temat religii wypowiedzieć może się każdy, ponieważ wiara jest kwestią indywidualną

Tego typu dyskusji, rad i debat było przed „Klerem” i po nim bez liku. W wielu uczestniczyli czołowi dziennikarze, celebryci, politycy i publicyści. Spektrum opinii zaskakiwało rozpiętością – mogliśmy usłyszeć radykałów, którzy chcieliby zamykania kościołów oraz umiarkowanych sceptyków instytucji, która powinna zrobić głęboki rachunek sumienia i np. zliberalizować się w kwestiach światopoglądowych. Wielu z nich łączyła jednak pewna cecha wspólna; brak fundamentalnej wiedzy na temat doktryny, tradycji, prawa i katechizmu wspólnoty, którą chcieliby zmienić. Rzecz w przypadku dyskusji na każdy inny temat, od reformy Sądu Najwyższego po zasady gry w badmintona – nie do pomyślenia. Niestety w Polsce wśród wielu komentatorów życia społecznego zapanowało dziwne przeświadczenie, że na temat religii wypowiedzieć może się każdy, ponieważ wiara jest kwestią indywidualną, a zatem nie ma jednej poprawnej i obowiązującej wykładni.

 

Reklama

Takie postawienie sprawy jest jedynie częściowo prawdziwe w tych odłamach protestantyzmu, które kładą główny nacisk na jednostkowe postrzeganie Objawienia oraz samodzielne interpretowanie Pisma Świętego. Nie ma ono jednak zastosowania do Kościoła rzymskokatolickiego ze Stolicą Apostolską, doktryną i wielowiekową spuścizną poprzednich pokoleń na czele. Chcąc autentycznie i szczerze pochylić się nad jego błędami, nie można poruszać się w intelektualnej strefie hipotez i spekulacji, ponieważ wtedy nigdy nie wyciągnie się konstruktywnych wniosków.

Mówić odważnie o grzechach Kościoła

Weźmy choćby zacytowaną dyskusję posłanki z dziennikarzem. Czy Joanna Scheuring-Wielgus ma świadomość, że przestępstwa seksualne – a szczególnie pedofilia – zawsze były przez Kościół otwarcie potępiane (wynika to wprost ze słów Jezusa: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych… temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”), a nie tylko – co sugeruje – odpowiedzialność czekała przestępcę „przed Bogiem”, czyli w ukryciu i poza tym światem. Choćby w samym XX-wieku, odnośnie do prawa kanonicznego, wszelkie podejrzenia o nadużycia seksualne regulowała instrukcja Crimen sollicitationis, która powstała w roku 1922, a następnie rozszerzono i uwspółcześniono ją 40 lat później. Choć zakładała ona poufność postępowania kanonicznego, wbrew często spotykanej interpretacji, nigdy nie nakładała obowiązku poufności na ofiary pedofilii i świadków, którzy doznali krzywd ze strony duchownych albo o nich wiedzieli.

Reklama

 

Prawdą jest, że 30 kwietnia 2001 papież Jan Paweł II zaostrzył przepisy odnośnie przestępstw seksualnych w liście apostolskim Motu Proprio Sacramentorum Sanctitatis Tuela, a osobny list 18 maja wystosował kardynał Joseph Ratzinger – ówczesny prefekt Kongregacji Nauki i Wiary (może stąd pomyłka posłanki?). Nie jest jednak prawdą, jakoby przed cezurą 2001 można było grzeszyć ile dusza zapragnęła, a później nagle się coś magicznie zmieniło. Grzech śmiertelny był nim zawsze, i takim pozostanie. Wobec grzesznika, jeśli nie usłucha „braci i Kościoła”, trzeba postępować z pełną surowością i jawnie.

Wszyscy musimy się czegoś od siebie nauczyć

Oczywiście w debacie wokół filmu i religijności nie chodzi o to, aby czepiać się słówek i ścigać na erudycję. To dobrze, gdy ludzie chcą dyskutować o przyszłości Kościoła, który z odwagą i dojrzałością musi podejść do własnych błędów. Gdyby nie były one poważne, temperatura dyskusji, tłumy w kinach i poważny kryzys wiary nie byłyby faktami. A są. Myślę, że w krajobrazie po „Klerze” wszyscy musimy się czegoś od siebie nauczyć. Nie obrażać, nie bojkotować nie cenzurować, ale równocześnie nie podchodzić do zagadnień wiary z ignorancją, przeświadczeniem o nieomylności i radykalizmem.

 

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę