O tych wyjątkowych chwilach piszę z perspektywy tego, który Uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego nie spędza na cmentarzach. Nie odwiedzam w ten dzień miejsc pochówku z żadną szczególną emocją, ponieważ moi najbliżsi zmarli są pochowani w znacznej odległości od mojego miejsca zamieszkania, a z roku na rok coraz mniejsze mam możliwości, aby do tych grobów dotrzeć. Odwiedzam ich w innym czasie.
A zatem tylko okiem gościa zza płotu podziwiam cmentarze – miejsca, w których tylko raz do roku więcej jest żywych, aniżeli umarłych.
Być może to właśnie ta bardziej zewnętrzna perspektywa daje mi szanse zaobserwować przykre mechanizmy, które co i rusz zdradzają się w zachowaniu moich ukochanych braci i sióstr. Uczestnictwo w ogólnonarodowym pośpiechu niejednokrotnie przyćmiewa ten punkt widzenia.
Przeczytaj również
Jest w nas jakaś trudna do zdefiniowana siła, która popycha do wykonania rzeczy najprostszych i – co szczególnie ważne w tym wypadku – najcichszych z niewspółmierną pompą, z groteskowo niepasującą do okoliczności majestatycznością. Próbujemy wziąć udział w karykaturalnym wyścigu na zadumę, przekrzykujemy się ciszą. Panicznie przekształcamy święto radości i refleksji w festiwal zniczy.
Czy o to chodzi?
Mam jedno skojarzenie. Poza Uroczystością Wszystkich Świętych i Wielką Sobotą, kiedy naocznie doświadczmy, ilu w Polsce jest katolików, jest jeszcze jeden dzień, w którym okazuje się, ilu mamy w ojczyźnie filantropów. To zestawienie, zdradzone zresztą w tytule tekstu, może być dla niektórych bulwersujące i – powstrzymując się od jakichkolwiek ocen – sądzę, że powinno być.
Uważam, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy odwołuje się do tego samego instynktu rekompensaty czegoś, czego w gruncie rzeczy nie robimy przez cały rok. Na cmentarzach zachowujemy się trochę jak mężczyzna w kryzysie wieku średniego, który postanawia nadrobić czas, jaki uważa za stracony. Bezskutecznie.
Podobnie jak w listopadzie desperacko próbujemy w ciągu jednego dnia zmieścić obowiązki wobec naszych zmarłych, by przez pozostałe dni roku mieć spokój, tak i w styczniu jednego dnia płacimy haracz od wyrzutów sumienia, podatek od dobroczynności i z zagłaskanym sumieniem wracamy do egoizmu dnia codziennego.
Nie tędy droga.
Dobro ma wartość, gdy nie jest doraźne. Modlitwa jest piękna, gdy nie jest okolicznością, dodatkiem do znicza i wieńca. Pamięć jest prawdziwa, gdy nie jest okazjonalna. Jakim mężem jest ten, który o swojej żonie pamięta jedynie w rocznicę ślubu? Jakim synem jest ten, który słucha mamy tylko w jej urodziny?
A jakimi żałobnikami jesteśmy my – cmentarna orkiestra im. 1 listopada?
Oczywiście, że generalizuję. Przy grobach stoją i ci, którzy nieraz zamawiali msze św. gregoriańskie, a do orkiestrowych puszek wrzucają i tacy, którzy działalność charytatywną biorą bardzo na serio. Oni niech uśmiechną się pod nosem i machną ręką, że wyolbrzymiam. Dziękuję im za to, że dzięki nim jest lepiej, niż mogłoby być. A pozostali?
Pozostali niech sobie uświadomią, że pamiętanie o zmarłych tylko 1 listopada jest równie skuteczne, jak pamiętanie o diecie tylko 1 stycznia.