Nasze projekty

W objęciach fotoradaru

Przekaz jest jasny: zapłać 100 złotych więcej i nie przejmuj się punktami karnymi. Ważne, żeby zrealizować plan przychodów budżetu państwa.

Reklama

Otrzymałem niedawno przesyłkę z Inspekcji Transportu Drogowego. Podobno zdarzyło mi się przekroczyć dozwoloną prędkość, co zanotował czujny fotoradar. Podobno. Nie byłem (i nie jestem) w stanie tego zweryfikować, bo ku mojemu zdziwieniu przesyłka nie zawierała, jak to się przyjęło, zdjęcia. Jak mi (zresztą fałszywie) objaśniono – ze względu na obowiązujący stan prawny, zdjęcie dokumentujące moje ewentualne wykroczenie może zostać mi okazane dopiero podczas rozprawy sądowej. 400 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. W Warszawie.

 

Stróże prawa z ITD są jednak na tyle łaskawi, że dają mi wybór. Dopuszczają możliwość, że nie będę sobie w stanie przypomnieć kto kilka tygodni temu w wiosce, której nazwa nic mi nie mówi, przekroczył moim samochodem dozwoloną prędkość.

Reklama

 

Jeśli nie będę w stanie wskazać kto kierował – zostanę ukarany mandatem karnym opiewającym na kwotę o 100 złotych większą, za to, nie otrzymam w takim wariancie punktów karnych.

Trzykrotne powtórzenie tej informacji w pouczeniu, pogrubioną i podkreśloną czcionką, nie pozostawia złudzeń, że taki jest postulowany dalszy bieg wypadków.

Reklama

Dlaczego Inspekcja Transportu Drogowego nie udostępnia zdjęć z fotoradarów? Ministerstwo Transportu w oficjalnym piśmie tłumaczy to w sposób zaiste kuriozalny: przesyłanie fotografii „z automatu” byłoby sprzeczne z interesami organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Kierowca otrzymywał na przykład zdjęcie, na którym sfotografowane były dwa samochody i odmawiał przyjęcia mandatu. W normalnym, demokratycznym państwie prawa do interesów organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości należy karanie winnych i tylko winnych. W razie wątpliwości, kto popełnił wykroczenie, nie kara się nikogo. Ale my żyjemy w Polsce.

 

W Polsce organy ścigania i wymiar sprawiedliwości mają niestety inne interesy. Budżetowe.

Reklama

 

Minister Rostowski zaplanował w 2013 roku półtora miliarda złotych wpływów z samych mandatów. To cel, zadanie do realizacji przez Inspekcję Transportu Drogowego. Nie chodzi o poprawę bezpieczeństwa czy o wykluczenie z ruchu piratów drogowych. Przekaz jest jasny: zapłać 100 złotych więcej i nie przejmuj się punktami karnymi. Ważne, żeby zrealizować plan przychodów budżetu państwa.

W objęciach fotoradaru

W odpowiedzi na tak bezczelną hipokryzję ze strony naszej władzy pojawiły się liczne inicjatywy obywatelskiego sprzeciwu, zazwyczaj nawołujące do włoskiego strajku polskich kierowców tj. jeżdżenia zgodnie z wszystkimi ograniczeniami. W ten sposób wszystkie fotoradary i wideorejestratory miałyby stać się zbędne.

 

Problem tylko w tym, DODAŁABYM że chcąc być zgodnym w 100% z przepisami w Polsce jeździć się nie da. Ograniczenia prędkości w naszym kraju bardzo często są po prostu absurdalne. Nie zapłacę. Niech mnie wsadzą do więzienia albo skażą na prace społeczne – zadeklarował Władysław Frasyniuk otrzymując kolejny mandat z fotoradaru za przekroczenie dozwolonej, kosmicznej prędkości 40 km/h na jednej z dwupasmowych wrocławskich ulic. Nierzadko wprowadzenie ograniczenia prędkości jest tylko alibi dla inercji, nieudolności i nieodpowiedzialności odpowiednich służb. Przykład z Gdańska: na wiadukcie jednej z najważniejszych tras wylotowych przez wiele lat obowiązywało ograniczenie prędkości do 30 km/h. Powód – brak energochłonnych barierek.

 

Łatwiej zmusić codziennie kilkadziesiąt tysięcy kierowców do zwalniania do prędkości wozu drabiniastego niż po prostu za kilkadziesiąt tysięcy złotych wymienić same barierki. A jaki był koszt zmarnowanego czasu osób dojeżdżających tamtędy codziennie do pracy?

 

Ograniczenie prędkości rozstrzyga zarazem kwestię odpowiedzialności w razie wypadku. Samochód nie spada z wiaduktu z powodu pamiętających Wolne Miasto Gdańsk barierek, a z powodu nie dochowania bezpiecznej prędkości. Proste? Przychodzi w tym miejscu do głowy rozwiązanie jeszcze genialniejsze w swojej rewolucyjnej prostocie – a dlaczego nie wprowadzić generalnego ograniczenia maksymalnej prędkości do 30 km/h na terenie całego kraju? Czy tak nie byłoby najbezpieczniej? Nie tak dawno pokonanie 350 kilometrowej trasy z Wrocławia do Warszawy przy jeździe zgodnie z wszystkimi ograniczeniami prędkości zajmowało ponad 8 godzin. Średnia prędkość – nieco ponad 40 km/h. Zbliżamy się do optimum dla kraju w środku Europy?

Moje państwo ze mnie kpi. Niewiarygodna inflacja znaków nie pozwala mi skupić się na tych, które są naprawdę ważne. Irracjonalne ograniczenia prędkości powodują, że nie traktuję poważnie nawet tych które są naprawdę potrzebne. Mrugnięcie okiem – zapłać sto złotych więcej i nie przejmuj się punktami karnymi uczą mnie cwaniactwa.

 

Dość tego. Czekam cierpliwie na wezwanie do sądu. Wezmę dzień wolny, pojadę na własny koszt do Warszawy. Nie będziecie ze mnie kpić. To ja was utrzymuję. 

 

PS. A na koniec, ponieważ jeden obraz wart więcej niż tysiąc słów – tablica witająca przekraczających granicę naszego kraju i dla porównania Niemiec i Francji. A to Polska właśnie.

W objęciach fotoradaru

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę