Mniejsza o utyskiwanie na współczesność, bo nie to jest celem tekstu. Ot, w każdej epoce, ktokolwiek ma swój interes, traktuje związaną z nim korzyść w charakterze drogowskazu. Nie mnie oceniać czy to dobrze, czy źle, ale tkwi w tym logika zupełnie zrozumiała.
Problem w tym, że z całym zrozumieniem dla interesu części mediów, pewne praktyki są w dziennikarstwie kompletnie nieakceptowalne. To zresztą też ciekawy paradoks, że z jednej strony niby każdy przedszkolak zna hasło: telewizja kłamie!, a jednak ciągle cokolwiek powiedzą za szklanym ekranem lub cokolwiek papier przyjmie od maszyny drukarskiej, rezonuje w naszych głowach jako prawda.
Przeczytaj również
Dwa przykłady z ostatniego tygodnia.
Nie ma osoby, która nie słyszałaby w ciągu ostatnich dwóch lat mitu (używam tego terminu w pełni świadomy jego znaczenia) o papieżu Franciszku – wielkim rewolucjoniście i wyzwolicielu kolejno: homoseksualistów, transseksualistów, osób żyjących w związkach niesakramentalnych i wszystkich "dotychczas wykluczonych". Ostatnio portal natemat.pl napisał: Papież Franciszek, słynący z liberalnego stosunku do środowisk LGBT, ma twardy orzech do zgryzienia. (…) Z pewnością nikomu nie pomaga milczenie papieża, który przecież… jest znany ze swych liberalnych poglądów na kwestię orientacji seksualnej.
Papież Franciszek jest człowiekiem o innym spojrzeniu na Kościół i o odmiennej od dotychczasowych, pamiętanych przez nas papieży, mentalności. Wynika to z pochodzenia, innych doświadczeń duszpasterskich i ogromu innych faktorów. Dawno nie mieliśmy papieża spoza Europy, więc szok kulturowy, który media dostrzegają, próbują rozegrać na własną korzyść. To dość czytelne.
Co ciekawe, wyżej przytoczony fragment tekstu z natemat.pl dotyczył propozycji Francji w kwestii nowego ambasadora, którym okazał się zadeklarowany homoseksualista, Laurent Stefanini. Na początku tego tygodnia papież osobiście (!) spotkał się z nim i powiedział, że nie otrzyma akredytacji. Twardy orzech do zgryzienia okazał się całkiem łatwym kęsem miękkiego makaronu, ale media z człowieka, który nawet wśród dyplomatów w Watykanie nie chce mieć homoseksualistów wciąż czynią innowatora, który chce ich mieć w kościelnej komunii.
Prawda to? Chyba nie do końca.
Druga sprawa to wyniki ostatniego badania CBOS. Pokazują one, że ta metoda działa (61% badanych jest przekonanych, że Franciszek Kościół zrewolucjonizuje) i jak wielką siłę ma medialna narracja wobec watykańskich wydarzeń. Jedno z pytań brzmiało: Czy papież (…) jest dla Pana(i) ważnym autorytetem moralnym?. Biorąc pod uwagę odpowiedzi zdecydowanie tak i raczej tak uzyskano dla Argentyńczyka wynik 84%. Dla porównania Jan Paweł II średnio w takich samych badaniach uzyskiwał aż 93%, ale jako Papież Polak podlegał innej specyfice.
Co w tym wszystkim dziwnego? Ano wyniki, jakie swego czasu otrzymano badając podejście do papieża Benedykta XVI: jedynie 64%. A gdyby wziąć pod uwagę tylko odpowiedzi: zdecydowanie tak, wyglądałoby to następująco: Jan Paweł II – 67%, Franciszek – 44%, Benedykt XVI… – 22%.
Powstaje pytanie: w jakim znaczącym elemencie bawarski teolog był gorszy od swojego poprzednika i następcy, jakiż to kryzys wstrząsnął Kościołem tak mocno, że Pancerny Kardynał na Tronie Piotrowym (tak go wtedy opisywały łaszące się dziś do Franciszka media) ze swoim pontyfikatem stał tak daleko w tyle? Nie zdarzyło się bowiem nic takiego, czego nie doświadczyłby Kościół za czasów papieży z Wadowic czy Buenos Aires.
Medialna narracja – i należy to po prostu zrozumieć i przyjąć – kieruje się swoim interesem, a nie relacjonowaniem prawdy. Nie zawsze, nie wszędzie i nie każda – to oczywiste. Ale warto mieć z tyłu głowy, że jeśli ktoś może uczynić czarne z białego i na odwrót, nie zawsze trzeba mu ufać.