To nawet nie jest kwestia dziennikarzy, którzy w swojej karierze już kilkukrotnie byli konwertytami na różne opcje myślenia, byle tylko zawsze stać po zwycięskiej stronie i wiecznie kopać bezbronnego pluszaczka patrząc na niego z wyższością niczym agresywny przedszkolak. I niewiele go obchodzi, że jeszcze niedawno tę samą maskotkę przytulał i traktował jak przyjaciela.
Tak będzie, póki nikt nie zacznie rozliczać dziennikarzy z oszczerstw i propagandy.
Gorzej, że nie tylko inżynierowie dusz zabierają się za pozytywistyczną pracę u podstaw. Nie rzemieślnicy słowa, a czynu od czasu do czasu postanawiają wpłynąć na rzeczywistość.
Przeczytaj również
Kilka dni temu na Placu św. Piotra półnagie aktywistki FEMEN wetknęły sobie krzyże między pośladki. Bluźnierczym czynom towarzyszyły niemniej szokujące napisy na piersiach. To protest przeciwko planowanej wizycie papieża Franciszka w Strasburgu. Co więcej, to ich druga próba. Pierwsza, polegająca na wyrecytowaniu parodii modlitwy Chwała Ojcu i zakłóceniu telewizyjnego programu, jak widać nie przyniosła efektu. Trudno oczekiwać, żeby incydent na placu św. Piotra miał być skuteczniejszy.
Zresztą w całym dorobku FEMENu – co nie jest szczególnie optymistyczne – to wydarzenie nie jest wcale wyjątkowe. Ot, kolejny po wbieganiu do świątyń wybryk rozemocjonowanych feministek. Na marginesie: po wtargnięciu do paryskiej katedry Notre Dame (wtedy powodem było świętowanie abdykacji papieża Benedykta XVI) konsekwencje prawne zostały wyciągnięte jedynie wobec agresywnych ochroniarzy.
Bluźnierstwo na najważniejszym placu świata zbiegło się z wyczynami feministek w Hiszpanii, gdzie narodowe muzeum przyozdobiono wystawą, mającą – wg organizatorów – wspierać myśl krytyczną. Maryja w gronie świętych opatrzona podpisem idioci, Modlitwa Pańska przerobiona w taki sposób, aby poszczególne prośby stały się proaborcyjnymi postulatami, wreszcie komunistyczny rysunek przedstawiający paczkę zapałek podpisaną hasłem rosyjskiego księcia anarchizmu, Piotra Kropotkina: Jedyny oświecający Kościół, to Kościół, który płonie. Dołącz!
Szokujące jest to, że w świecie, w którym za każde uderzenie w Kościół Katolicki otrzymuje się owacje na stojąco, podobne akcje wciąż odbierane są jako akt odwagi. To myślenie krytyczne, akt buntu wobec… no właśnie, czego?
Feministki swoim stereotypowym hasłem, fundamentem uczyniły walkę o równość wobec kobiet, o walkę z ich uprzedmiotowieniem, seksualizacją wbrew woli itp. Tymczasem najgłośniejsze akcje ich organizacji to profanowanie krzyża, świętowanie abdykacji papieża (a gdyby umarł to też święto?) i zakłócanie czynności liturgicznych. Gdzie w tym wszystkim walka o prawa kobiet?
Kościół przeciwstawia się potężnej machinie, której przystrojone w piórka rebeliantek feministki albo nie widzą albo widzieć nie chcą, bo są za słabe lub zbyt tchórzliwe, by podjąć walkę. Wobec tego zamiast zmagać się z wrogiem, walczą z jedynym poważnym sojusznikiem. Pomieszanie z poplątaniem.
Kościół od zawsze walczy z wykorzystywaniem kobiet. Współcześnie również upomina się o ich prawa do niebycia seksualną zabawką, a jedną żoną jednego męża. To jednak postulat niepopularny i nie doczeka się wsparcia buntowniczek linii najmniejszego oporu. Kościół staje w kontrze wobec seksinteresów, walczy z niszczeniem kobietom życia przez uprzedmiotowienie, walczy przeciw podnoszącym na nie rękę za pomocą pornografii, prostytucji itp. A feministki? Przeciwko Kościołowi.
Zazdrość? Skądże, odwaga! – odpowiedzą.
Niestety. Nie jest odwagą żadna czynność, którą jest w stanie wykonać każdy po odpowiednim podrasowaniu świadomości dowolnym narkotykiem. Wybryki FEMENu skopiować może każdy nadaktywny nastolatek. Z dorobieniem ideologii też nie miałby problemu.