Tu nie ma słowa o winnych tego nieszczęścia (radzieckich konstruktorach, którzy oddali do użytku silnik pozbawiony połowy ważnych elementów). To opowieść o młodej stewardesie, która była na pokładzie. O jej narzeczonym, który odwoził ją na lotnisko, o ojcu, który wybrał jej tę pracę, o matce, którą przed lotem wpadła jeszcze pożegnać.
Fragment programu pt. „Z kart historii”, odcinek na temat Katastrofy w Lesie Kabackim
http://www.youtube.com/watch?v=mbh0zJZ4QmQ
O tych, co gdy samolot spadł, pobiegli ratować, i o tych, co szabrowali. O tych, co startowali tego dnia z Okęcia, odmawiając we łzach różaniec. O smrodzie nafty pod namiotem na Wólce Węglowej (największym warszawskim cmentarzu), gdzie składano fragmenty ciał („Na każdy szczątek było wielu chętnych. Nikt do grobu nie chce chować piasku”). A przede wszystkim o tym, co się działo na pokładzie. Tochman wplata w tekst zapis rozmów pilotów z czarnej skrzynki, nie komentuje, pozwala im mówić, wybrzmieć ich ostatnim słowom: „Dobranoc, do widzenia! Cześć, giniemy!”.
Przeczytaj również
Tytuł wziął z instrukcji dla członka personelu pokładowego, który w momencie zagrożenia powinien wybrać sobie do pomocy kilku rozgarniętych mężczyzn i precyzyjnie wyjaśnić im, co mają robić, jeśli stewardesa nie będzie w stanie przeprowadzić ewakuacji. „Na końcu ewakuuj się sam. Pamiętaj, zabierz mnie ze sobą!”
Wojtek Tochman napisał później wiele rzeczy genialnych, docenianych, dyskutowanych, nagradzanych (ale też kontrowersyjnych i stronniczych). Dla mnie zawsze najważniejsza będzie właśnie ta.
Beaty Płonki nie miał kto zabrać z piekła, które od Grudziądza (gdzie nastąpiła eksplozja silnika i skąd Ił zawrócił na Okęcie) rozgrywało się kilka kilometrów nad ziemią. Czy ktoś dodał jej w tych ostatnich chwilach otuchy, braterstwo, które ratuje, wyciąga ku życiu, zastąpił nie mniej cennym braterstwem w przeżywaniu śmierci?
Wśród rzeczy ocalałych z katastrofy był egzemplarz Biblii, na którego karcie tytułowej jedna z pasażerek zdążyła napisać: „09.05.1987. Awaria w samolocie co będzie Boże Halina Domeracka 02-647 Warszawa, ul. R. Tagore…”.
W moich uszach tytuł tego tekstu też brzmi jak modlitwa.
Fragment książki:
Szymon Hołownia, Marcin Prokop, "Wszystko w porządku. Układamy sobie życie", Wydawnictwo Znak