Nasze projekty

Na barykady!

To trzeci papież w moim życiu i wstyd się przyznać – pierwszy za którego chcę się modlić. Miałem wrażenie, że Jan Paweł II tej modlitwy nie potrzebował, to on modlił się za nas z intensywnością mistyka. Benedykt XVI był nauczycielem, dawał stabilizujące poczucie kierunku, mądre słowa.

Reklama

Gdy na balkonie bazyliki pojawił się chorujący na Parkinsona i poważnie zestresowany kardynał protodiakon, a za nim wyszedł do ludzi nowy papież bez gronostajowej pelerynki i zamarł onieśmielony przed tłumem – po raz pierwszy poczułem, że ja też jestem temu instytucjonalnemu Kościołowi w ogóle do czegoś potrzebny.

 

Zaprojektowaliśmy sobie kogoś, kto z tego balkonu powie nam: „super, idźcie do domu, a ja teraz cały ten bałagan ogarnę“. Nowy papież tego nie powiedział. Nie ma zdrowia, nie jest geniuszem sceny, nie spłodził wielkich dzieł, nie przepracował połowy życia w Kurii.

Reklama

 

Wszystkich, którzy już dziś marudzą, że to będzie za krótki pontyfikat (jakby wybrali sześćdziesięciolatka, marudziliby, że będzie za długi), pytam, czy nie widzą, że Franciszkowi w ciągu pięciu minut udało się zrobić więcej niż niektórym papieżom przez dekadę na tronie?

Na barykady!

Reklama

Wystarczy, że się pokazał i już zabrał nas w podróż do góry, na nasz poplątany świat spojrzeliśmy przez chwilę z perspektywy nieba. Milionom ludzi, wierzących czy nie, którzy od kilku miesięcy patrząc na Kościół czuli duszność, pozwolił znów nabrać powietrza, przywrócił nadzieję, rozsunął chmury.

 

One wrócą, ale my znów będziemy pamiętać, że może być inaczej. Że chrześcijaństwo to coś o cały kosmos większe niż reforma nieszczęsnej Kurii Rzymskiej.

Reklama

 

Jarosław Mikołajewski, późnym wieczorem na gazeta.pl pisał (cytat długi, ale naprawdę warto) o papieżu Franciszku:

***

„Mówi prosto, z wielką pewnością treści, a małą pewnością formy. Jest silny w swojej słabości. Jest chyba dobrym człowiekiem.

 

Przede mną, który wszystko, co uważam za wiarę, przeżywam poza jakimkolwiek Kościołem, otwiera jakąś furtkę, za którą migoce zbliżenie. Obiecuje mi skromność, prostotę, chwile świeżego natchnienia.

 

Wszystko, czego oczekuję od papieża, to niezasłanianie. Mam wrażenie, że ten papież nie będzie zasłaniał mi Boga. A nawet, że czasami będziemy patrzeć w stronę Boga stojąc obok siebie.

 

Nie spodziewam się po Kościele, że będzie akceptował moje wybory etyczne czy seksualne. Już wiem, że w tych wyborach pozostanę sam. Jego nieprzejednanie sprawia, że czuję się poza Kościołem, i wolę to przyznać, niż zarzucać Kościołowi, że nie chce być na mój obraz i podobieństwo.

We Franciszku widzę więc towarzysza drogi, z którym jestem związany tylko dobrą wolą. Niczego więcej nie chcę. Nie spodziewam się po nim słów nienawiści do nikogo. Tego oczekiwałem, to mam”.

 

Jeszcze kilka dni temu Jarek (nie tylko on, ja też) obawiał się, że kardynałowie wybiorą „papieża technicznego”, „fachurę” od tych, albo innych spraw. Jakie to szczęście, że Bóg ma jeszcze chęć, by robić nas w balona.

 

Dziś wszyscy, którzy kreśliliśmy wizje i tropiliśmy taktyczne sojusze, wychodzimy przecież na głupków. Nie wiem co czują ci, którzy, przez kilka ostatnich miesięcy wmawiali nam, że każdy katolik to przestępca, a od wczoraj brzmią jak chór ministrantów – ja w takich okolicznościach chciałbym wychodzić na głupka jak najczęściej.

Na barykady!

Jasne, że intrygi w Kurii to dla Kościoła spory problem, jasne, że trzeba wyczyścić brud po pedofilach. To jednak tylko skutki, nietknięte pozostają przyczyny. Jedną z najważniejszych jest zaś totalny brak jedności.

 

Wewnątrz Kościołów lokalnych, między nimi, przede wszystkim zaś między hierarchią a ludem. To przecież dramat, że biskup z chwilą konsekracji przechodzi dziś na stałe z kategorii „my” do „oni”.

Koszmarną przeszkodę „purpurowej eklezjologii” możemy usunąć tylko razem, siła musi być przyłożona z obu stron.

 

Czy Franciszkowi uda się przekonać swoich kolegów po pierścieniu, że bez nas, świeckich – jak zauważył już kardynał Newman – wyglądaliby raczej głupio? Czy będzie w stanie sprawić, żeby nam, po tej stronie ołtarza, znów chciało się w tej wspólnocie czegoś chcieć?

 

Bez tego nie pójdziemy ni pół kroku. Bo tylko wspólnie będziemy w stanie dać światu to, czego najbardziej potrzebuje. Nie nowego sekretarza stanu. Nadzieję.

Jej podróbki wciskają ludziom politycy, artyści, naukowcy, lekarze, albo religijni szarlatani (pustoszący choćby Amerykę Południową). Sto pięćdziesiąt papieskich pielgrzymek i trzysta osiem biskupich nasiadówek nie pomoże, gdy świeccy nie zdecydują się zejść z trybun i wejść do gry. Bo ile jeszcze wytrzyma ten układ, w którym episkopat to drużyna narodowa, a my to kibice wyżywający się na nich po każdej porażce?

 

Dla mnie styl bycia Franciszka: dyskretna rezygnacja z pelerynek, limuzyn, namaszczonych gestów, dostrzeżenie na Placu Świętego Piotra ludzi, bez których modlitwy papież nie da rady nieść swojego krzyża, to nie pyszne watykańskie „michałki”, to zapowiedź Kościoła kolegialnego, w którym – na każdym jego szczeblu – wreszcie mniej się gada, więcej słucha.

 

Warto popatrzeć jak od wczoraj zmienia się Watykan. W którym kardynał Dolan zwołuje konferencje, pokazując kurialistom: to nie tylko wasz Rzym, on jest również mój. Rzecznik prasowy zwierza się dziennikarzom z emocji, a papież jedzie zapłacić rachunek za hotel, korzystając z auta trzeciego zastępcy drugiego proprefekta.

Na barykady!

Warto nie dać sobie zepsuć smaku normalności, który poczuliśmy wczoraj. Nie polecieć za tymi, co będą robili teraz z Franciszka fana junty Videli, kata teologii wyzwolenia, prześladowcę gejów i udręczonego rządu Argentyny (który nb. obecnie zajęty jest upamiętnianiem śp. Hugo Chaveza).

 

Którzy wyjaśnią, że oto frakcja kurialna rzuciła ludowi to, czego chce – tymczasowego papieża spoza Europy, ale na tyle słabego fizycznie, by musiał dobrać sobie „życzliwych” współpracowników, oni posprzątają na podwórku, a później znów będzie można wybrać Włocha.

 

Którzy znów z biednego kardynała Bertone będą robić mrocznego Saurona, władcę Mordoru i – generalnie – nadal nerwowo miętosić bardzo stare gałganki.

 

Pal licho remanenty w szafach – Bóg dał nam wczoraj komunikat tak jasny, że jaśniejszy byłby tylko, gdyby walnął meteorem. Trzeba iść w głąb siebie i w świat.

Tu i tu zrobić wreszcie rewolucję.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę