Nasze projekty

O, narodzie katolicki niepiśmienny!

Czyż nie do wiary, że kłamcy łżą?

Reklama

Przeczytałem w tekście publicystki portalu fronda.pl takie oto zdanie: „Publikacje „Dużego Formatu” miały otworzyć poważną debatę na temat kondycji polskich seminariów duchownych i poziomu formacji przyszłych księży.” Pomyślałem sobie: O, narodzie katolicki niepiśmienny!

 

Pomijam główny wątek skandalu medialnego – którego to już? – urządzonego przez Gazetę, najbardziej przeraziła mnie stylistyka myślenia katolickiej publicystki. Ona naprawdę do tego jednego zdania po chwili dodała następne: „I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że w ubiegły czwartek gazeta opublikowała skandaliczny...” i tak dalej. Naprawdę „wszystko byłoby dobrze”? Co znaczy „wszystko” i co znaczy „dobrze”? Gazeciane środowisko z ulicy Czerskiej w Warszawie oczywiście debatuje, urządza, zagarnia i wiele innych rzeczy robi…, ale żeby poważną debatę? I to na jaki temat: Poziomu formacji przyszłych księży?

Reklama

 

Sam nie wiem, czy to naprawdę tak ciężko spotkać w Polsce czytelników prasy, którzy nawet bez sięgania po pracę Artura Dmochowskiego „Kościół Wyborczej” są zmuszeni albo śmiertelnie zblednąć albo śmiać się do rozpuku już na sam widok zdania: „Gazeta na poważnie o kondycji polskich seminariów duchownych…

 

Reklama

O, narodzie katolicki niepiśmienny!

Może dziennikarz/dziennikarka/publicysta katolicki zechciałby zanurzyć się, choć na chwilę, w przestrzeni internetu i zasięgnął informacji, wystarczy zupełnie wyrywkowych, o autorze tego gazecianego skandalu, w który wciągnięto i krakowskiego biskupa i takiego jezuitę, że o jego stylu też warto więcej podumać. Tam, w sieci, dowiedzieć się może każdy, że postać powiązana przez Gazetę imieniem i nazwiskiem z całym tym zamętem jest gwarancją, że nic w tej sprawie, ani przez chwilę, nie mogło być ani na poważnie, ani uczciwie, ani Boże broń o jakości seminariów duchownych.

 

Reklama

Gazeciany autor urodził się i wychował w beskidzkiej wiosce. To ważne – tak mi się wydaje. Przez kilka lat był klerykiem krakowskiego seminarium duchownego. To wydaje mi się w tej akurat sprawie najważniejsze. Jak się to poważnie określa: po rozeznaniu, że jego życiowe powołanie jest inne – zdjął klerycką sutannę i odszedł. Trafił do redakcji „Gościa Niedzielnego” i tam zbierał przez klika lat szlify dziennikarskie. Wolty, publicystycznej i życiowej niestety, najbardziej przerażającej z możliwych w polskiej debacie publicznej, dokonał w zeszłym roku, w sposób wielce oryginalny: materiały zbierał i rozmawiał z człowiekiem jako wysłannik katolickiego tygodnika, po to by już w dodatku do wiadomej Gazety umieścić reportaż tak zaopiniowany przez zadziwionego rozmówcę – bohatera skandalicznego teksu:

 

Większość moich rzekomych wypowiedzi użytych w tekście jest w rzeczywistości zmanipulowanymi, nieobiektywnie oraz złośliwie przetworzonymi i wyrwanymi z kontekstu komentarzami oraz własnymi złośliwymi, wulgarnymi wstawkami autora poczynionymi na podstawie naszej rozmowy i dołączonymi do moich wypowiedzi.

 

Moje bezpośrednie wypowiedzi nagrane przez redaktora zostały zmanipulowane i przekształcone w autokompromitację. Dziennikarz nadał im również w tekście wulgarny i prymitywny charakter w celu ośmieszenia mnie i odebrania wiarygodności w oczach wyborców. (To i więcej: http://niezalezna.pl/43502-gosc-niedzielny-ujawnia-skandaliczne-praktyki-dziennikarza-wyborczej)

 

Czy wystarczy? I czy może robić za aktualny komentarz do kolejnego głośnego właśnie teraz tekstu, zatytułowanego „Intymne życie kleryka”? Nie. Uważam, że nie wystarczy. Recydywa domaga się skutecznych działań. Trzeba próbować ratować tego człowieka. I czytelników jego tekstów.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę