Nasze projekty

Pomodlić się za Fibaka

Nie kupię nowego tomu dzienników Gombrowicza, w których detalicznie i wulgarnie opisuje meandry swej pokręconej seksualności. Gdyby ktoś wydał – nie kupiłbym też przewodnika po warszawskiej kanalizacji: wiem że istnieje, ale nie chcę jej zgłębiać. Świadomość, że każdy człowiek i każde miasto mają swoje ekskrementy jakoś nie powoduje, że mam ochotę przenieść się na Marsa, albo zacząć biadolić, że nawet najzdolniejsi to jednak moralne łachudry, nie ma już autorytetów na tym świecie, i „panie premierze, jak żyć?”

Reklama

Pomodlić się za Fibaka

Dziś od rana Internet wali po oczach najnowszą okładką „Wprostu“: Wojciech Fibak w roli stręczyciela. Kliknięcie kosztuje mniej wysiłku niż wyprawa do księgarni, może dlatego przeczytałem ten tekst. Przyznaję się – nie umiem ocenić, czy Sylwkowi Latkowskiemu i dziennikarce z „Nie“ (autorce prowokacji) chodzi o to, by w społeczeństwie było więcej cnót, czy ich koncept jest dużo prostszy: namówić znanego faceta, by przekonany o swojej bezkarności, publicznie ściągnął majtki. I tym samym dać czytelnikowi pretekst, by znów na moment przestał zadręczać się tym, że zdradza żonę, kantuje w pracy, nienawidzi matki, albo wciąga nosem proszek. Uwolnić go od przykrej myśli, że jest słaby, leczniczą kąpielą w słabości cudzej. Niech zawyje z oburzenia: ojej, więc i ten ładny pan też ma pod spodem takie rzeczy? No jak to?!

 

Reklama

Sorry, ale jakoś nie kupuję w roli nauczycieli moralności redaktorów tabloidów (byłych, obecnych, codziennych, tygodniowych). Moi koledzy z tego segmentu prasy z czyszczenia moralnych szamb i segregacji odpadów tworzą dziś religię i naukę. Wyjaśniają, że wykonują tylko „odstrzał sanitarny“, troszczą się o społeczeństwo wolne od moralnych dwuznaczności. Tropiąc aktorzynę, który zaparkował na pasach porównują się z Bernsteinem i Woodwardem (tymi od afery Watergate), o prawdzie i uczciwości mówią częściej niż sam ksiądz dobrodziej. Sami udzielili sobie święceń, spowiadają, zadają pokuty. A o tym co usłyszeli w konfesjonale opowiadają z ambony.

Tworzą też nową, opartą na przymusie „bycia poinformowanym“, teorię mediów. Wmawiają mi, że tak jak muszę wiedzieć, że Ziemia nie leży na żółwiach, tak będę idiotą nie wiedząc, że Pan X spółkuje z panią Y. To moje święte prawo, mam być poinformowany. Kurczę – ja nie chcę! Nie dlatego, że wybieram ślepotę. Dlatego, że w ogóle umiem jeszcze wybierać.

 

Reklama

Ja wiem, że koledzy z tabloidów tego nie rozumieją. Ale wiem też, kiedy zrozumieją. Gdy wojna na sprzedaż egzemplarzową osiągnie stadium, w którym polscy dziennikarze już nie tylko będą obrażać się słownie, ale sami zaczną łapać się nawzajem za wstydliwe miejsca. Gdy zaczną robić ze sobą to, co „Wprost“ z Fibakiem – „weryfikować krążące po środowisku plotki“. I okaże się – olaboga – że „pełniący ważną społeczną misję“ redaktor, piętnujący z hukiem romanse znanych i lubianych, sam od lat prowadzi w tej sprawie liczne terenowe doświadczenia. Fotograf robiący posłowi zdjęcie nad drinkiem po pracy sam chleje na umór. A autorka lamentująca, że polityk przekroczył prędkość i mógłby pozabijać Jasia i Małgosię, sama grzeje sto pięćdziesiąt w obszarze zabudowanym.

Każdy ma prawo opisywać świat jak chce. W moim odczuciu wyścigi w wyciskaniu sobie nawzajem moralnych pryszczy są absurdem i drogą donikąd. Od Adama i Ewy każdy ma jakieś słabości. Gdy publicznie kłamie, defrauduje moje pieniądze, oszukuje: zgoda, rzecz domaga się wyjaśnienia. Misji szukania prawdy o świecie nie wyczerpie jednak strażak bawiący się też w podpalacza. To my, media, doprowadziliśmy do tego, że współczesna debata publiczna zmienia się z miejsca w którym pomagamy sobie nawzajem zrozumieć świat, w targowisko podglądaczy. Nie zaciekawiamy już, umiemy tylko szokować. Nie pomagamy ludziom się rozwijać. Wmawiamy im, że szczytem ich ambicji jest bycie stadem gapiów.

 

Reklama

Nie tylko w tabloidach nie umiemy już rozmawiać o czymś, tylko o kimś. Pamiętam swoją rozmowę z naczelnym wielkiego medium, który namawiał mnie: „zrób coś, żeby był dym – nie wiem, pogadaj z Palikotem, ze Szczuką“. Mówię mu: „Stary, ale mnie to nie kręci, przecież to będzie tylko huk i pic, szkoda mi prądu na coś, co nie posuwa świata do przodu”. „Ale mnie nie kręci posuwanie świata do przodu” – brzmiała odpowiedź. Szanuję. Ja zdania nie zmienię.

Tyle refleksji o dziennikarstwie po ciężkiej porannej kawie nad świeżą porcją gazet. A sam tekst o Fibaku? Po przeczytaniu – mam kaca. Zjadłem coś, czego nie musiałem i co będzie mi leżało na żołądku. Nie mam w sobie oburzenia, chęci wyrokowania, ten tekst jest po prostu strasznie, przeraźliwie smutny. Zamieszczona obok rozmowa naczelnego z Fibakiem to taniec obłąkanego łosia przed odprężonym myśliwym, który i tak wie, że go ustrzeli, pozwala mu jednak do końca wykazać swoje szaleństwo. I jedno słowo, które w wypowiedziach bohatera powtarza się jak refren: „chodzi o to, żeby było MIŁO“.

 

O tym jak „MIŁO“ niepostrzeżenie przejmuje dziś kontrolę nad światem, jak wypiera „PIĘKNIE“, „DOBRZE“, „UCZCIWIE“, „MĄDRZE“, „PRAWDZIWIE“, jak wypłukuje nam świat, rozcieńcza życie, obniża sufit aspiracji do poziomu znanego zwierzętom, można by napisać świetny, problemowy tekst, w którym niejeden z nas mógłby się przejrzeć i coś w swoim życiu zmienić.

 

Ale tu nie ma się w czym przejrzeć. Jest starszy pan, który właśnie skompromitował siebie, skrzywdził rodzinę, stoi bez majtek na środku swojej pięknej galerii, szczerze zdumiony, bo myślał, że wystarczy że człowiek będzie „miły“, a moralność przestanie go dotyczyć. Trzeba zakryć tę nagość, litościwie odwrócić wzrok.

Gdzieś mniej więcej przy sprawie senatora Piesiewicza (gdy wszyscy wymagali ode mnie, bym – skoro już do mnie przyszedł – docisnął go do ściany, w imię „prawdy“ dopełnił miary upokorzenia), dotarło do mnie, że czas na kolejny rachunek sumienia. Nie każdy (dziennikarz i czytelnik) musi być rzecz jasna chrześcijaninem. Jeśli nie jest – może tylko kontemplować upadek. Jeśli jest – powinien pomóc człowiekowi się podnieść.

 

Czy dziennikarz do którego trafia taki „news“, pozostanie dziennikarzem, jeśli zamiast pisać pomodli się za Wojciecha Fibaka? Czy pomodli się dziś za niego któryś z czytelników?

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę