Nasze projekty

Kościół – do podziemia

Polska debata publiczna oglądana z dystansu wydaje się być jakąś totalną bzdurą. Spojrzenie z bliska utwierdza w przekonaniu, że rzeczywiście nią jest.

Reklama

Kardynał Gianfranco Ravasi, z uprzejmości wymieniany przez tych co lubią jego książki, jako kandydat na papieża, wyznał że słucha Amy Winehouse. Szef Papieskiej Rady Kultury stwierdził, że w twórczości piosenkarki znajduje dramatyczne pytania o sens istnienia, a w popkulturze pod płaszczykiem rzewnego badziewia ukrywają się ziarna autentyzmu. Po dziesięciu dniach spędzonych na końcu świata, wróciłem do kraju, włączyłem telewizor i pozazdrościłem kardynałowi Ravasiemu.

 

Polska debata publiczna oglądana z dystansu wydaje się być jakąś totalną bzdurą. Spojrzenie z bliska utwierdza w przekonaniu, że rzeczywiście nią jest.

Reklama

 

Pomijam kwestie polityczne, bo trzeba być jednak perwersem by emocjonować się historią zbliżeń Palikota z Kwaśniewskim. Kraj żyje jednak przecież ostatnio także dwoma innymi zagadnieniami – ustawą o związkach partnerskich, i (za sprawą powracających jak obłąkany sen okładek „Newsweeka“) wynaturzeniami seksualnymi księży.

Kościół - do podziemia

Reklama

Obie sprawy ze statystycznego punktu widzenia to margines. Polska to nie Francja, żyjący teraz bez „papierka“ ludzie nie rzucą się masowo do urzędów, żeby zawierać cywilnoprawne umowy, tylko po to, by nie zawierać innej cywilnoprawnej umowy („złożenia zgodnych oświadczeń o wstąpieniu w związek małżeński“, jak to się fachowo nazywa).

 

Każde dziecko widzi, że chodzi o co innego – prawo o związkach partnerskich to element polityki małych kroków w kierunku legalizacji tzw. małżeństw homoseksualnych (bo skoro mamy prawo do „związków“, to niby dlaczego – logiczne – nie do „małżeństw“?).

Reklama

 

Zwolennicy ustawy zawsze zawstydzają nas tym samym, wzruszającym przykładem: heteroseksualny konkubinat, żyjący bez ślubu od lat razem, chce uregulować kwestie dziedziczenia, dlaczego państwo nie miałoby mu na to pozwolić?

 

Nie mam nic przeciwko temu, niech zrobi to u notariusza, niech Sejm uchyli prawo do zachowku, mówiono o tym już miliony razy. Liberałowie zarzekają się, że wstawią furtkę, ale będą przez nią wpuszczać tylko tych, co i im i nam się podobają. To oczywista bzdura.

Furtka ma to do siebie, że jak już jest, chce przez nią przejść każdy i trudno mu się dziwić.

 

Potwierdził to wyemitowany w poniedziałkowym programie Tomasza Lisa nastrojowy materiał o parze lesbijek wychowujących dziecko, które emigrują z ciemnej Polski do oazy wolności i szczęścia jaką jest Wielka Brytania.

 

Padło pytanie: co można zrobić, żeby nie wyjechały? Dyskusja w studiu jak zwykle nie doprowadziła do niczego, nie ma więc po co jej streszczać. Interesująco zrobiło się jedynie przez chwilę, gdy tropiciel „homoherezji“ ks. Dariusz Oko stwierdził (cytując jakieś badania), że w populacji homoseksualnej jest znacznie większy odsetek pedofili, niż wśród heteryków.

 

Same badania wydały mi się mocno egzotyczne, ciekawa była jednak relacja drugiej strony (tu w osobie Joanny Kluzik – Rostkowskiej), która na takie dictum rzuciła coś w stylu: ależ przecież to jest margines, to są przestępstwa, o tym tu nie mówimy, jak można w ogóle imputować takie rzeczy.

Kościół - do podziemia

Ciekawy moment – oto Tomek Lis i inni piewcy postępu dzięki wystrzałowi ks. Oko przez chwilę poczuli dokładnie to, co czują katolicy, gdy wmawia się im, że większość księży to zboczeńcy, a Kościół to quasi – mafia.

 

Proponuję poszerzyć ten eksperyment.

 

Przyjmijmy (co byłoby korzystne dla postępowej frakcji), że badania cytowane przez ks. Oko są podobnie niereprezentatywne jak słynne badania profesora Baniaka, po których „Newsweek“ pisał, że większość polskich księży ma lub miała kochanki.

 

I wyobraźmy sobie, że ktoś na ich podstawie robi kopię ostatniej „Newsweekowej“ okładki, tyle że seks oralny z chłopcem uprawia na niej nie ksiądz, a para gejów. Obrażać księży, Kościół, chrześcijan – wolno i nazywa się to dziennikarską rzetelnością.

 

Gdyby tytuł głosił podobnie absurdalną tezę: „Geje to pedofile“, byłby to koniec redakcji, początek kilku politycznych karier, a lament niósłby się stąd aż do Strasburga.

Analogiczny przykład: tezy ks. Longchamps de Berier, wybitnego prawnika, który nieszczęśliwie zbłądził na tereny medycyny to skandal i obrażanie ludzi, a tabun byłych księży, którzy plotą trzy po trzy, robiąc z wszystkich, którzy poważnie potraktowali celibat seksualnych frustratów i ludzi o mentalności niewolników, to z kolei wnikliwa ocena rzeczywistości.

 

Zanik instynktu szukania prawdy, brak sprawiedliwości, obiektywizmu, rzetelności w opisywaniu Kościoła. Osiągająca kliniczne rozmiary antyeklezjalna fobia Tomka Lisa, chór szydzących z katolików i ich zasad tancerzy, pisarek, celebrytów, dowodzących, że marzymy wyłącznie o zadawaniu ludziom gwałtów światopoglądowych (i nie tylko), coraz częściej kieruje mnie w stronę myśli: a może by tak odpuścić?

 

A niech zalegalizują sobie wszystko, co im się żywnie podoba. Niech uznają „homoseksualne rodziny“, dadzą im prawo do adopcji, niech państwo refunduje in vitro, niech sobie całkowicie znoszą zakazy dotyczące aborcji, eutanazji.

 

Pozwólmy im zbudować ich raj. Niech widzowie programu Tomka umrą z nudów, gdy będą tam sobie nawzajem słodzić pani Szczuka z paniami Środą i Nowicką. Po co nieustraszony Tomek Terlikowski czy ojciec Gużyński mają tracić czas na udowadnianie reszcie świata, że nie są wielbłądami, skoro ta reszta świata ma nas centralnie za łosi?

Kościół - do podziemia

Pozwólmy im dotkliwie się poparzyć ich nową wizją szczęścia. Przekonać się na własnej skórze, że to co głosiliśmy nie było kolejnym publicystycznym poglądem, a prawdą, instrukcją poprawnej (i dającej człowiekowi szczęście) obsługi świata, którą wpisał weń jego Twórca. Jasne, jesteśmy powołani, żeby głosić. Ale mamy też wyraźnie powiedziane, że jeśli nie chcą nas słuchać, mamy prawo po prostu iść gdzie indziej.

 

Gdzie iść ze swojego własnego kraju? Do podziemia. Czyli: w głąb. Zamiast boksować się z  betonem, skupić się na tym, żeby głębiej wierzyć, budować w owym podziemiu Kościół gotowy na przyjęcie tych, co prędzej czy później zaczną szukać opatrunków na odniesione w nowym „raju“ rany.

 

Wiem, że to rozumowanie ma luki, że nie mogę odpuścić walki o życie tych, którzy sami nie mogą o nie zawalczyć, nie umiem machnąć ręką na działania polityków, którzy chcą zadbać, żebym też mógł się odnaleźć w tym kraju.

 

Wiem też jednak, że nasze Królestwo nie jest stąd, a ludzie powinni kiedyś poczuć, że słowa mają wagę. A gdy przeciwnik, w którego walą jak w bęben się uchyli, polecą twarzą na deski. Kusi, żeby powiedzieć: a zniszczcie sobie do szczętu ten nasz świat.

Nie mam wątpliwości, że – podobnie jak Amy Winehouse – liberałom chodzi o to, żeby ludzie byli szczęśliwi, że większość ich pomysłów bierze się z  wrażliwości. Oni nie wierzą jednak, że poza ludzkim poczuciem istnieje Ktoś i coś innego. Ale tu znów wracam do swojej tezy: czy zamiast zaciekle walczyć z nimi o ustawy, nie puścić pary w inny gwizdek, nie zrobić najpierw wszystkiego by spotkali żywego Boga? Przecież tylko jeśli odkryją, że nie są tutaj sami, będą w stanie przyjąć Jego prawo?

 

Czy naprawdę wciąż mam parować wciąż banalnie te same ciosy dowodzących mi, że to w co wierzę to mrzonka, a moi bracia to przestępcy i kretyni?

 

Mam ochotę machnąć ręką na te ich idiotyczne okładki, osiedlowe zaczepki z gatunku: „e, katolik, nawracaj mnie, przecież za to ci płacą. Ale zanim cokolwiek powiesz – najpierw przepraszaj za tych swoich zboczeńców”. Czy nie lepiej uśmiechnąć się, odwrócić na pięcie, szukać tych, z którymi da się rozmawiać tylko o tym, co najważniejsze?

 

Mam pewność, że za parędziesiąt lat jakiś Tomasz Lis pokaże w swoim programie wzruszającą historię heteroseksualnej pary katolików, którzy rozważają emigrację na Filipiny.

 

Przy okazji odbędzie się wspominanie, jak to było fajnie, gdy w Polsce był prężny katolicyzm. Ile Kościół robił dla biednych, chorych, dla oświaty, dla toczenia w społeczną tkankę etycznego kleju. Prowadzący zapyta obecnych w studiu przedstawicieli świata postępu: co mogliśmy zrobić, żeby zostali?

 

Nic nie róbcie. Może trzeba wam pozwolić być mądrymi po szkodzie.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę