Nasze projekty

Abraham, Tobiasz, Józef – zwykli ojcowie

Mamy w naszej religii Ojców Kościoła, Ojców pustyni, ojców duchowych. Mamy świętych mnichów, świętych biskupów i męczenników. A świętych „po prostu ojców” – jakoś mniej. Samo sformułowanie „święty ojciec” kojarzy się raczej z jednym z określeń papieża niż z konkretną postacią. Jeśli jednak troszkę poszukamy, to i tacy (i to jacy!) ojcowie się znajdą

Reklama

Ojciec Abraham

Wiele osób pewnie będzie zaskoczonych, a nawet zbulwersowanych, ale za świętego ojca (choć na pewno nie bezgrzesznego) można uznać Abrahama. Tak, tego samego, który zamierzał w ofierze złożyć swego syna Izaaka. Co więcej, Abraham, mimo iż prawdopodobnie żył jakieś 4 tysiące lat temu, jest doskonałym wzorcem dla współczesnych ojców. Dlaczego?

Bo jak niemal każdy współczesny ojciec rozpieszczał swego syna. Izaak, syn obietnicy, na którego tak długo z Sarą czekali, kiedy wreszcie się pojawił, stał się dla niego centrum świata, oczkiem w głowie. Ojciec przychyliłby mu nieba, wyprułby sobie dla niego żyły, gdyby tylko mógł. Abraham pokładał w Izaaku wielkie nadzieje, miał w końcu ku temu podstawy, Bóg nie rzuca słów na wiatr. Zapewne obmyślił, jak pokierować losem syna, żeby jak najlepiej mu się w życiu układało i szybko został „królem królów”, człowiekiem sukcesu. Robił wszystko, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo i przekazać całe swoje doświadczenie, całą swoją (i nie tylko) wiedzę. Syn Abrahama. Prawdziwa duma ojca…

Reklama

I kiedy wszystko wydawało się być na najlepszej drodze, Abraham usłyszał to mrożące krew w żyłach wezwanie. Ma ofiarować swego ukochanego syna Bogu. Jak to? Dlaczego?

Abraham, Tobiasz, Józef – zwykli ojcowie

Reklama

Żeby lepiej zrozumieć sens tego Bożego wezwania, warto wyjść poza krwawą narrację starożytnych koczowników, która zdominowała naszą wyobraźnię. Przecież nie o zabicie Izaaka chodziło Bogu. Bóg chciał, aby Abraham ofiarował Mu swego syna, czyli powierzył Mu go, oddał Dawcy Życia. Żeby sędziwy i poczciwy ojciec zrozumiał, że Izaak tak naprawdę nie należy do niego, że nie jest jego własnością, że to nie on panuje nad jego losem, choć z miłości zapewne chciałby, aby tak było. Abraham musi wypuścić z rąk syna. Bo Izaak sam, we współpracy z Bogiem, powinien kierować swoim życiem.

Zapewne dzięki ikonografii przywykliśmy myśleć, że Izaak, miał na Górze Moria kilka lat. Ale gdy wczytamy się w biblijny opis, łatwo dostrzeżemy, że tak nie było, w końcu sam wniósł na górę drewno potrzebne do rozpalenia ognia. Żydowskie komentarze mówią, że mógł mieć wtedy 15 lat, a są i takie, w których ma on skończonych lat 30. Abraham musiał zrozumieć na górze Moria, jak każdy ojciec, że przyjdzie taki moment, kiedy trzeba dziecku, nawet najbardziej ukochanemu i wyczekiwanemu, pozwolić dorosnąć, że trzeba zgodzić się na to, że pójdzie swoją drogą, że zniknie mu ono na jakiś czas z oczu. I tak też jest w Biblii. Abraham wraca do domu sam, a Izaak pojawia się w momencie ślubu z Rebeką (dwa rozdziały później).

Biblijny Tobiasz

Reklama

Jak każdy Ojciec, on też w pewnym momencie wypuszcza w świat swojego syna (również Tobiasza) i na dodatek pociesza przy tym płaczącą matkę. Ale to nie wszystko. Tata Tobiasz żyje na wygnaniu, w asyryjskiej Niniwie. Przez jakiś czas całkiem dobrze mu się powodzi – służy władcy, który go bardzo ceni. Jednocześnie Tobiasz, w odróżnieniu od reszty swoich rodaków w mieście, zachowuje ściśle przykazania i religijne przepisy. A niektóre z nich kłócą się z przepisami ustanowionymi przez Asyryjczyków.

To sprowadza na niego kłopoty prawne i finansowe, gniew żony, a nawet kalectwo (ptasie odchody spadają na oczy wyczerpanego Tobiasza i powodują u niego ślepotę). Ale on, mimo wszystko pozostaje wierny i tej wierności Bogu, sobie, swoim zasadom uczy syna. Kiedy wysyła swojego syna w podróż do dalekiej Medii, jest spokojny o jego los. Nie tylko dlatego, że z Tobiaszem juniorem idzie archanioł Rafał. Ojciec wie, że syn sobie poradzi, wie, że pozostanie wierny Bogu i sobie, nawet kiedy będzie mu ciężko. Bo widział ojca, który tak żył i się nie poddał.

Abraham, Tobiasz, Józef – zwykli ojcowie

Abraham, Tobiasz, Józef – zwykli ojcowie
Święty Józef, Guido Reni

Św. Józef

W pewnym stopniu łączy w sobie dojrzałe na górze Moria ojcostwo Abrahama (mój Syn nie jest tak naprawdę mój, On jest Synem Bożym) i postawę Tobiasza (zawsze bądź wierny Bogu, nawet wtedy, kiedy sytuacja całkowicie cię przerasta).

Józef to prosty człowiek prostego serca, ale jednocześnie otwarty na nowe, na nieoczekiwane. Nie zatrzymuje się, nie ucieka, kiedy wydaje się, że świat wali mu się na głowę. Po prostu robi to, co do niego należy, bo tak zwyczajnie trzeba. I nie oczekuje niczego w zamian. Szkoda, że tak mało o nim wiemy. Może dlatego, że sam szybko usunął się w cień?

Nie wiem, czy Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów ogłaszając najnowszy dekret brała pod uwagę Dzień Ojca (podejrzewam, że nie), ale zrobiła nam, ojcom, ciekawy prezent. Otóż św. Józef, „jako przykład niezwykłej pokory” i „obraz zwyczajnych, ludzkich, prostych cnót” trafił do Modlitwy Eucharystycznej (II, III i IV). Znaczy to tyle, że już wkrótce będziemy się modlić na Mszy: „z Najświętszą Dziewicą, Bogurodzicą Maryją, ze świętym Józefem, Jej Oblubieńcem, ze świętymi Apostołami”. By tego świętego ojca uczcić w ten sposób naciskało dwóch Ojców świętych: Benedykt XVI i Franciszek. Chyba na to zasłużył.

 

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę