Prawda ma to do siebie, że lubi spłatać figla, jeśli ktoś zamiast ją badać i ukazywać w całym jej pięknie, zaczyna kształtować ją po swojemu. Wczoraj reżyserom medialnego świata rzeczywistość wbiła kolejny nóż w plecy
Pies najpierw nie lubi kota, a dopiero potem szuka argumentów – powiedział ktoś sprytny. Zupełnie przypadkiem udało się mądremu ktosiowi celnie zdiagnozować podejście części mediów do Kościoła. Trudno to zrobić celniej i mam na to świeży przykład
Jestem wychowany w katolickiej rodzinie, gdzie celebrowanie chrześcijańskich świąt nie jest pustą tradycją – wydmuszką, w którą pompuje się całoroczne niezadowolenie, a z której to, co najważniejsze dawno już uleciało. Boże Narodzenie zawsze było świętowaniem Wcielonego Boga.
Spośród wszystkich zarzutów stawianych Kościołowi, po wyłączeniu spraw bieżących (domniemane wtrącanie się do polityki, jeszcze bardziej domniemana skala przestępstw seksualnych itp.), najistotniejszym pozostaje zarzut o zakłamywaniu własnej historii, a przede wszystkim historii Jezusa
Pisałem ostatnio o odważnym dziennikarstwie antykatolickim. Oczywiście ten termin należy ustawić w głębokim cudzysłowie jako ironię. W wielu miejscach świata, w tym także w Polsce, taka pisanina z odwagą nie ma nic wspólnego
Niewiele ponad tydzień temu Polskę obiegła informacja, że pewna krakowska katechetka straciła misję kanoniczną, czyli de facto prawo do wykonywania zawodu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby w jej obronie nie stanęli… przeciwnicy religii w szkołach.
Sprawa Galileusza stanowi wytrych w wielu rozmowach z przeciwnikami Kościoła. Niejednokrotnie nasi dyskutanci powołują się na jego postać próbując ukazać rzekome czarne karty historii chrześcijaństwa. Przyjmują za pewnik, że Galileusz został potraktowany okrutnie, a Kościół skompromitował się w swoim desperackim zrywie o utrzymanie monopolu na władzę i wiedzę. Czy aby na pewno tak było?
Jesteśmy w połowie Oktawy Uroczystości Wszystkich Świętych. Na grobach więdną już kwiaty, znicze dogasają, gwar cichnie. Mija już ten szczególny okres paradoksów, w którym ludzie biegający po domach w strojach upiorów i wampirów zarzucają katolikom modlącym się nad grobami popisowość i zabobony
Stałem się gruboskórny. Stała analiza nieprzychylnych Kościołowi mediów prędzej czy później uodparnia na nieuczciwe zarzuty niczym dobra szczepionka. Jednak od wielkiego dzwonu igła – a może raczej szpilka? – bywa za gruba i za długa, by można ją zignorować
W dyskusjach z grupami nieprzychylnymi Kościołowi zdarza nam się nierzadko trafić na retoryczne wytrychy, przeciw którym niewiele można zdziałać. Wynikają one z przekonania, że jedno wyrwane z kontekstu i intencji zdanie udowadnia katolikom, jak bardzo się mylą.
Ktokolwiek wierzy, że po Synodzie znikną albo przynajmniej zamilkną medialni eksperci od Kościoła, ten najwyraźniej nie wyciągnął wniosków z cyrku, który fundowano nam w ciągu ostatnich kilku tygodni.
Intelektualiści polscy w przeważającej liczbie piętnastu profesorów wystosowali apel do władz państwowych w związku z zatrważającym zjawiskiem klerykalizacji kraju. Wystarczy jednak zajrzeć do słownika, by dostrzec, że ta błyskotliwa diagnoza nie ma nic wspólnego z rzeczywistością