Nasze projekty

Kiedy anioły przychodzą na ratunek

Niektóre osoby uważają, że wszystko w życiu ma swoją wymierną cenę - nawet pomoc anioła. Dlatego w internecie aż się roi od różnego rodzaju „anielskich” ofert, mających jakoby nam w tym pomóc.

Reklama

Ile kosztuje anioł?

Znalazłem tam wiele (płatnych oczywiście) propozycji „anielskich wróżb” czy kursów. Jeden z nich, o znamiennym tytule: Poznaj Swojego Anioła Stróża, proponował zainteresowanym (za „jedyne” 600 zł.): Poprawienie łączności z aniołami, rozmowę z nimi, anielskie uzdrawianie czakr kolorem, dźwiękiem i kryształami, poznanie anielskich imion oraz ich „eterycznych schronień” (cokolwiek by to nie znaczyło).

Tak jeszcze a’propos anielskich „schronień”. Dowiedziałem się kiedyś z pewnej publikacji nurtu New Age (do którego również należy wspomniany kurs), że aniołowie mają swe dyżury w konkretnych miejscach świata. Również Polska nie jest tu wyjątkiem, bo w naszych polskich Tatrach ma dyżurować co wtorek niejaki anioł Uriel… Zostawię to może jednak bez komentarza.

W filozofii New Age występuje istny zalew aniołów o czasem bardzo dziwnych imionach, przypisywanych im funkcjach, czy nietypowych zajęciach. Jednym z takich ich zajęć może być: „Praca nad zwiększeniem wibracji naszej planety”. Czytając te „anielskie newsy” po raz pierwszy, uśmiechałem się nieco złośliwie pod nosem. Czy ktoś może je traktować na serio? Okazuje się jednak, że niestety takich osób jest sporo…

Reklama

Aniołowie w wierzeniach New Age są bardzo popularni (swoich aniołów stróżów mają tam nawet zwierzęta i rośliny). Swego rodzaju „anielskim guru” tego ruchu, jest amerykańska pisarka Doreen Virtue. Jej „kultowe” dla niektórych książki, zawierają szeroką gamą wszelakich anielskich (pozabiblijnych oczywiście) „rewelacji” i są tłumaczone na wiele języków, w tym polski. Zapełniają one nasze księgarskie półki, obok „Wróżek”, „Szamanów” i innych periodyków, propagujących doktrynę New Age.

Są zatem osoby, które przyjmują i wierzą w baśniowy, wyimaginowany świat aniołów propagowany przez wspomnianą literaturę. Jednak z drugiej strony, niejedna osoba, słysząc czy czytając tego typu anielskie historie, w efekcie całkowicie odrzuca istnienie aniołów. I trudno zresztą się temu dziwić. Wielu jest też takich, którzy przyznają, że w dzieciństwie odmawiali modlitwę Aniele Boży, ale z tego już wyrośli. Bo jak tu jeszcze wierzyć w ich istnienie w XXI wieku?

To jak to jest z tymi aniołami?

Mamy zatem wierzyć w ich istnienie, czy raczej włożyć je między baśnie z czasów dzieciństwa? Osób wierzących chyba nie muszę tu specjalnie przekonywać, że aniołowie naprawdę istnieją. Są nam dani od Boga m.in. po to, żeby pomagać. Kto z Was wie Drodzy Czytelnicy, ile razy Biblia wspomina o aniołach? Kilkanaście? Ponad sto? Dwieście? Ponad trzysta? Krótka chwila na zastanowienie…

Reklama

Jeśli ktoś z Was zaznaczył w myślach ostatnią odpowiedź, to ma rację. Doliczono się bowiem w Piśmie Świętym, nie kilkanaście, ale aż 313 odniesień do aniołów! Wielu świętych i błogosławionych kontaktowało się z nimi (i to bynajmniej bez „pomocy” anielskich kart czy kursów). Ojciec Pio czy Gemma Galgani traktowali swego anioła jak przyjaciela, nawet się z nim wykłócali. Oni też polecali, żebyśmy w sytuacji, kiedy mamy jakąś trudną sprawę, pomodlili się i posłali tam swojego anioła, i on tę sprawę załatwi. Ja staram się mieć tę poradę na uwadze i nieraz doświadczam jej skuteczności.

Wysłani, by nam pomagać

Święty Paweł pisząc o aniołach, przypomina: Czyż nie są oni wszyscy duchami przeznaczonymi do usług, posłanymi na pomoc tym, którzy mają posiąść zbawienie? (Hbr 1, 14). Nasz Anioł Stróż pomaga nam zatem w wielu trudnych sytuacjach naszego życia. Czyż bowiem nie należymy do tych osób, które „mają posiąść zbawienie”? Mało kto z takiej anielskiej pomocy zdaje sobie sprawę, gdyż jest ona najczęściej bardzo subtelna. Czasem też tej pomocy sami doświadczamy, ale wstydzimy się  o niej mówić publicznie. Jednak kiedy jakaś osoba da o tym swe świadectwo, to inni również przyłączają się do tego głosu. Sam zresztą anielskiej pomocy w swym życiu doświadczyłem i kiedy o tym pisałem, internetowi Czytelnicy niejednokrotnie w swych komentarzach dodawali do tego również i swoje świadectwa.

Oczywiście również w literaturze zaliczanej do nurtu New Age spotykamy się z wieloma relacjami osób, mających rzekomo kontakt ze swoim Aniołem. Nie możemy kategorycznie odrzucić wszystkich tego typu opisów, jednak w przypadku New Age zaleciłbym zachowanie ostrożności. Ilość i różnorodność takich rzekomych spotkań z Aniołami przybiera tam podejrzanie monstrualne rozmiary. Dlatego trudno w tym wszystkim rozeznać czy jakaś anielska interwencja faktycznie miała miejsce. Mogło to być bowiem równie dobrze zwykłe oszustwo, wynik fantazji, a nawet (w skrajnych przypadkach) ukryte działanie złego ducha, podającego się za Anioła Światłości.

Reklama

Biblia jasno naucza o aniołach, wiemy, że ukazywali się wielu świętym, ale pomagają też zwykłym ludziom. Już w Starym Testamencie czytamy jednoznaczne Boże zapewnienie: Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. (Wj 23, 20).

Spotkałem swojego Anioła Stróża

Nie znamy Bożych zamierzeń wobec nas, ale przy odrobinie refleksji, jesteśmy w stanie dostrzec, że ktoś nas subtelnie strzeże w życiowych niebezpieczeństwach. Jak już wspomniałem, sam tego przed laty doświadczyłem. Można powiedzieć, że nawet widziałem swego anioła stróża, choć jego obraz całkowicie zamazał się już w mej pamięci.

Miało to miejsce we Władysławowie, na początku sierpnia 1994 roku, więc już ponad 20 lat temu. Całego zdarzenia nie traktowałem początkowo jak jakiegoś spotkania z nieziemską istotą. Po prostu – sprawa losowa i tyle. Byłem wówczas nad morzem z żoną i małymi wtedy dziećmi. Na sam koniec postanowiłem jeszcze się wykąpać, choć woda była dość zimna, a fale wysokie. Ale ostatni dzień pobytu więc czułem silną potrzebę morskiej kąpieli. Nawet wówczas szczególnie dużo nie pływałem. Podchodziłem sobie tylko do pierwszej fali, skakałem na nią i pozwalałem się nieść do brzegu.

W pewnym momencie pomyślałem: No to ostatni skok, bo już robi mi się zimno i skoczyłem na falę. Okazało się jednak, że w międzyczasie prąd morski się zmienił i, zamiast do brzegu, poniosło mnie w głąb morza. Widząc to, nawet nie panikowałem. Próbowałem się przebić z powrotem, ale byłem już zbyt zmęczony i wyziębiony. Myślę: Co tu robić? Jak zacznę machać w stronę plaży, to pomyślą, że ich pozdrawiam, a mego krzyku nie dosłyszą. Położyłem się więc na wodzie, żeby nieco odpocząć i za chwilę spróbować jeszcze raz. To był błąd, bo mnie zaniosło jeszcze dalej… Już w ogóle ludzi nie rozpoznawałem na brzegu.

W tym czasie parę razy ściągnęło mnie pod wodę. Ręce mnie bolały i pomyślałem: Nie ma sensu już walczyć, bo i tak plaża jest niestrzeżona. Więc co było robić? Wypadało powoli pożegnać się z życiem. Miałem wówczas 31 lat, byłem początkującym katechetą. Przyszła mi myśl: „Ciekawe, jak tam jest po drugiej stronie… Za jakieś dwie, trzy minuty się przekonam”. Leżąc na plecach zrobiłem więc sobie rachunek sumienia. Tak sobie spokojnie leżąc na wodzie  pomyślałem: Jeszcze raz mnie wciągnie, to już się nie męczę.

Przecież na brzegu i tak nikt nie wie, że tonę. I tylko jeszcze taka myśl mi przemknęła przez głowę: Panie Boże, jak mnie potrzebujesz, to mnie uratujesz. To mi dało jakąś nową siłę: A, jeszcze raz spróbuję się przebić przez tę falę. Odwracam się, żeby normalnie płynąć, patrzę, a tu się do mnie zbliża jakiś, młodzieniec. Myślę: Następny amator zimnej kąpieli. A on do mnie podpływa i pyta: Pomóc panu? Zaskoczony, odpaliłem: Dam radę. Pamiętam, że on na to tak lekko się uśmiechnął i odpowiedział: Ja panu pomogę. Chwyciłem go i wspólnymi siłami ruszyliśmy do brzegu i jakoś wyjątkowo szybko ta droga nam minęła.

Dotarliśmy do brzegu, a tam już trwała akcja ratunkowa. Jacyś ratownicy, ubezpieczając się liną, wchodzili do wody, a ludzie tłumnie się temu wszystkiemu przyglądali. Widząc to pomyślałem sobie: Ale obciach! I wyszedłem na brzeg ze spuszczoną głową. Zwymiotowałem morską wodą, której się wcześniej nieco nałykałem. Ktoś podał mi termos z gorącą kawą. Po jakichś dwóch, trzech minutach doszedłem do siebie i wstałem, żeby podziękować mojemu wybawcy, ale nigdzie nie potrafiłem go dostrzec.

Żona powiedziała mi, że już wcześniej chciała mu podziękować i tylko na moment zerknęła, czy ze mną jest w porządku, ale też już nie umiała go znaleźć. Było to dziwne, bo widziała, jak przed wejściem do wody zdejmował spokojnie ubranie (którego już tam nie było), ale nie widziała, żeby się wycierał i ubierał. Jak mógł przez tę chwilę z tym zdążyć?

Początkowo tłumaczyliśmy sobie jednak, że to może był ratownik, który przyszedł z jakiejś kolonii. Żona opowiedziała mi później, jak to wszystko wyglądało z jej perspektywy. Czuła, że coś złego się dzieje, bo nigdy tak daleko nie odpływałem. Uprosiła naszego kolegę, żeby pobiegł po pomoc na sąsiednią plażę, która była strzeżona. Zanim dotarli stamtąd ratownicy, ona, czując narastającą bezradność, modliła się. To właśnie wtedy wszedł  spokojnie na plażę jakiś młodzieniec. Nikt go nie prosił o pomoc, a on zdjął swe ubranie, bez oswajania wszedł do tej strasznie zimnej wody i popłynął prosto w moim kierunku. Skąd się dowiedział, że potrzebuję pomocy, skoro sam tego nie sygnalizowałem, a nasz przyjaciel dopiero biegł po pomoc, nikomu po drodze o mnie nie mówiąc?

Dopiero po długim czasie, kiedy to wszystko z żoną spokojnie przeanalizowaliśmy, przyszło nagłe olśnienie. A może to wówczas była nadzwyczajna pomoc anioła? Brakuje nam oczywiście na to stuprocentowych dowodów, ale mamy takie silne przekonanie. Najbardziej zastanawiające jest to, że zjawił się przy mnie, dokładnie w tym momencie, kiedy wezwałem Boga na pomoc. I ten jego nieziemski spokój,. Nie dał się zwieść, memu irracjonalnemu zapewnieniu, że niby ja sobie dam radę…

Anioły pomagają też „bez fajerwerków”

Była to pomoc dosyć spektakularna. Najczęściej jednak nasz anioł pomaga nam bardziej subtelnie, niemal niezauważalnie. Moja córka (jak też kilkoro znajomych), odczuło, że Ktoś, odepchnął ich niemal spod kół pędzącego samochodu. Wyraźnie czuli czyjąś siłę na swym ramieniu, ale nikogo wokół siebie nie zauważyli.

W swej książce „Uwierzcie w anioła”, podawałem też świadectwa osób (w tym duchownych), którym anioł konkretnie pomógł w trudnych sytuacjach, w których akurat się znaleźli. Żadna z tych osób (łącznie ze mną), nie korzystała wcześniej z jakiegoś „anielskiego tarota” czy innych pseudo – anielskich kursów, które tylko zaśmiecają nasz umysł i drenują kieszeń. Trzeba jednak pamiętać, by swego Anioła Stróża prosić często (choćby w krótkiej modlitwie) o pomoc, bo sam, wbrew naszej woli, narzucał się nam nie będzie.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę