Nasze projekty
"Chrystus chodzący po wodzie" Julius Sergius Von Klever, 1880 r.

Jezus cudotwórca

Wielu ludzi spotkało przelotnie Jezusa i nie mieli w ogóle pojęcia, kim On jest. To było zwyczajne życie. Ale wokół ludzi z tamtych czasów dokonywał się niezwykły cud… Razem z nimi był Bóg

Reklama

Opisy cudów stanowią jedną trzecią Ewangelii, ale celem działalności Jezusa bynajmniej nie było czynienie cudów. Zazwyczaj dokonywał On ich mimochodem, niejako przy okazji. Nie czynił ich w celach marketingowo-reklamowych, nie wykorzystywał do jakiegoś happeningu, ani nie traktował jako dowód, że jest Mesjaszem

Cuda można różnie definiować, ale zazwyczaj kojarzą się nam one z czymś niezwykłym, niecodziennym i przerastającym nasze możliwości pojmowania. Słowo cudowny wydaje się być antytezą słowa zwyczajny. Niejeden z nas pragnąłby doświadczyć cudu. A tymczasem być może go doświadczamy, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy?

Po co Jezus czynił cuda?

Prawdę mówiąc nie podoba mi się określenie „Cudotwórca” w stosunku do Jezusa, choć można znaleźć książki i artykuły o takim tytule. Kiedy sięgniemy do słownika synonimów, okaże się, że według autorów słowo cudotwórca można zastąpić takimi słowami jak: czarnoksiężnik, czarodziej, czarokleta, fenomen, geniusz, magik, szarlatan. Mnie osobiście cudotwórca kojarzy się z zawodem, z kimś kto uprawia specyficzną profesję i wytwarza coś, co ludzie skłonni są nazywać cudami.

Reklama

Jezus oczywiście nie wytwarzał cudów, nie produkował ich ku uciesze gawiedzi. On czynił cuda jako Syn Boży. Nie nazwiemy Boga Ojca cudotwórcą, bo brzmiałoby to komicznie, nie nazywajmy więc również tak Jego Syna.

tissot-wypedzenie
„Opętany chłopiec u podnóża Góry Tabor” James Tissot, między 1886 a 1894, Brooklyn Museum, Nowy Jork, USA

Opisy cudów stanowią jedną trzecią Ewangelii, ale celem działalności Jezusa bynajmniej nie było czynienie cudów. Zazwyczaj dokonywał On ich mimochodem, niejako przy okazji. Nie czynił ich w celach marketingowo-reklamowych, nie wykorzystywał do jakiegoś happeningu, ani nie traktował jako dowód, że jest Mesjaszem. Były to najczęściej uzdrowienia fizyczne i psychiczne. Pomijam tu relacje o wypędzeniu demonów, czyli o działalności egzorcystycznej Jezusa, bo to faktycznie był bardzo ważny element posłannictwa Jezusa. Cuda oczywiście mogły prowadzić do wiary, skłaniać do stawiania pytań: „ Kim właściwie On jest…?” (Mk 1,27; por 4,41 par; Mt 12,23), ale Jezus nie czynił cudów, które wprawiałyby tłumy w niezwykły trans, rzucały na kolana i tę wiarę wymuszały, choć pewnie mógłby to zrobić. Taką drogę Jezus jednak odrzucił już podczas rozmowy z Szatanem na pustyni. Upadły anioł podsuwał Mu wtedy na przykład pomysł efektownego skoku ze szczytu świątyni (Mt 4,5n). Gdyby coś takiego zrobił, udowodniłby swoją boskość.

Reklama

Tymczasem w opisach cudów Jezusa nie znajdziemy nawet śladu popisywania się, chęci budzenia podziwu, a nawet zyskiwania sobie zwolenników. Jezus odrzucił także żądanie Żydów, aby cudem poświadczył, że ma prawo nauczać tak autorytarnie, jak to czynił (Por. Mt 12,38-42; Mk 8,11-12, Łk 11,29-32).

Jezus nie tylko nigdy nie uczynił cudu dla samego cudu, ale z całą świadomością zmniejszał zasięg oddziaływania swoich cudów, jeśli istniało niebezpieczeństwo, że ludzie nie zauważą w nich dzieła Bożej miłości. Toteż świadkom cudu oraz cudownie uzdrowionym Jezus nieraz zakazywał o tym mówić (Mk 1,44; 5,43; 7,36), unikał bowiem taniej popularności, zwłaszcza jeśli miałaby ona wzmacniać jakieś rozpowszechnione wówczas fałszywe wyobrażenia na temat Mesjasza.

Cuda wiązały się bowiem także z pewną pułapką. Jak pamiętamy, po cudownym rozmnożeniu chleba chciano Go porwać i obwołać królem (J 6,15). Paradoksalnie ludzie ci, nieświadomie realizowali pomysł Szatana, jeszcze z czasu kuszenia na pustyni. Dlatego też, Jezus zdemaskował całą powierzchowność takiej fascynacji swoją Osobą (J 6,26) i pokazał głęboki, sięgający życia wiecznego, sens cudu, którego dokonał, co zresztą doprowadziło do gwałtownego spadku Jego popularności, bo uznano, że mowa ta jest za trudna (J 6,60-66). Oczywiście w cudach Jezusa widziano wypełnienie się proroctw Starego Testamentu odnośnie czasów mesjańskich. W 35. rozdziale Księgi Izajasza zostało zapowiedziane, że niewidomi będą odzyskiwali wzrok, głusi słuch, niemi mowę, chorzy zdrowie. I taką właśnie odpowiedź udzielił Jezus Janowi Chrzcicielowi, który zamknięty w więzieniu, zaczął mieć wątpliwości. Tym niemniej cuda Jezusa były zazwyczaj Jego odpowiedzią na prośbę człowieka, a czasem aktem bezinteresownego miłosierdzia. Nigdy nie zażądał On za nie jakiejś odpłaty czy wynagrodzenia.

Reklama

W Ewangelii Mateusza Jezus uprzedził uczniów, aby w Jego imię uzdrawiali chorych, nie oczekując niczego w zamian (por. Mt 10,8). Jezus uzdrawiał, bo kochał, bo żywił ogromne współczucie dla człowieka udręczonego chorobą i cierpieniem. Nie był obojętny wobec ludzkiego bólu i kierował się empatią. Cuda Jezusa miały swe źródło w Jego kochającym i miłosiernym sercu.

rafael_piotr_uzdrowienie
„Święty Piotr uzdrawia chromego” Rafael, ok. 1516 r., Victoria and Albert Musueum, Londyn, Wielka Brytania

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu

To co najważniejsze, często nie jest dostrzegane. Zaiste rację miał lis, którego wymyślił Antoine de Saint-Exupéry. Bo my jesteśmy skłonni, aby zachwycić się uzdrowieniem ciała, a umyka nam znacznie wspanialszy dar, jakim jest uzdrowienie duszy.

Zbawienie najpierw i przede wszystkim jest uwolnieniem i oczyszczeniem z grzechu. Jezus powiedział do paralityka: „Twoje grzechy są ci odpuszczone” i to był największy dar, jaki ten paralityk otrzymał. A dopiero potem, gdy ludzie zaczęli szemrać, mówiąc: „Jak on może wygadywać takie rzeczy?”, Jezus dodał: „Abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy posiada na ziemi moc odpuszczania grzechów, rozkazuję ci: wstań, weź swoje łoże i wracaj do domu” (Mk 2, 9-11). Bo każdy może powiedzieć, że odpuszcza grzechy, ale to mogą być tylko słowa. W przypadku Jezusa, to nie były tylko słowa. To był prawdziwy cud, znacznie większy niż przywrócenie paralitykowi władzy w nogach.

Celem cudów Jezusa zawsze było dobro człowieka. Jednak Jezus, czyniący cuda, nie był dobroczyńcą tylko doczesnym, Jego cuda były darem zbawczym. Za każdym razem w konfesjonale dokonuje się ten sam cud przebaczenia. Kiedyś przeczytałem, że twierdzenie „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno”, jest całkowicie fałszywe. W rzeczywistości, jeśli nie ma Boga, nie wolno nam absolutnie nic…, bo nie ma także nikogo, kto mógłby nam przebaczyć i na zawsze pozostaniemy w piekle naszych wyrzutów sumienia.

tesciowa-piotra
„Uzdrowienie teściowej Piotra” James Tissot, między 1886 a 1994 r., Brooklyn Museum, Nowy Jork, USA

Co Jezus widział u swego Ojca?

Clicve Staples Lewis (autor Kronik Narnii) napisał po swoim nawróceniu fascynującą książeczkę „Bóg na ławie oskarżonych”. Dużo miejsca poświęcił w niej cudom Jezusa. Punktem wyjścia jego rozważań były słowa Jezusa: „Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego” (J 5, 19). Lewis tłumaczy to w ten sposób, że istnieje działalność Boga sprawowana w świecie stworzonym, której ludzie nie rozpoznają, a cuda dokonane przez Boga wcielonego, który żył jako człowiek w Palestynie, dotyczą dokładnie tych samych rzeczy, tyle że dokonują się w innym tempie i na mniejszą skalę.

Cuda są tak naprawdę przepisywaniem drobnymi literkami dokładnie tej samej historii, która jest pisana w całym świecie literami zbyt dużymi, aby niektórzy z nas mogli je zobaczyć. Z tego dużego zapisu tylko część jest już widoczna, a część wciąż pozostaje przed nami zakryta. Innymi słowy, niektóre z cudów w wymiarze ograniczonym dotyczą tego, co Bóg już uczynił w skali uniwersalnej, inne dotykają tego, czego On jeszcze nie uczynił, lecz niechybnie sprawi. W tym sensie, i z naszego ludzkiego punktu widzenia, niektóre są przypomnieniami, a inne proroctwami.

Bóg stwarza na przykład winorośl i uczy ją, by przez korzenie wciągała wodę do góry i żeby z pomocą słońca zamieniała wodę w sok, który sfermentuje i nabierze określonych właściwości. W ten sposób Bóg zamienia wodę w wino. Ale my tego nie dostrzegamy, przypisując rzeczywistą i ostateczną przyczynowość chemicznym zjawiskom. Kiedy zaś Chrystus w Kanie przemienia wodę w wino, zdejmuje zasłonę z całego tego procesu. Analogicznie, co roku Bóg zamienia małą ilość zboża w dużą (sieje się przecież ziarno, a ono się rozmnaża).

Skondensowaną formą tego corocznego cudu jest nakarmienie pięciu tysięcy. Mała ilość chleba zostaje zamieniona w dużą ilość chleba. Tej samej zasadzie podporządkowane są cuda uzdrawiania – pisze Lewis. To nie leki nas leczą. Rola lekarza polega na stymulowaniu poprzez lekarstwa naturalnych funkcji organizmu lub na usuwaniu przeszkód. Prawa, którym podlega nasz organizm, zostały określone przez Stwórcę. Według Lewisa wszyscy, którzy zostają wyleczeni, są wyleczeni tak naprawdę przez Niego od wewnątrz. Lecz kiedyś zechciał On to uczynić w sposób widzialny – jako Człowiek spotykający się z człowiekiem.

julius_Schnorr_von_Carolsfeld_002
„Cud w Kanie Galilejskiej” Julius Schnorr von Carolsfeld, 1820 r.

Już św. Atanazy odkrył zasadnicze podobieństwo między cudami Chrystusa, a ogólnym porządkiem natury. „Cuda Jezusa są znakami, które nie odrywają nas od rzeczywistości; one przywołują nas do niej” – napisał autor opowieści z Narnii i warto się nad tymi słowami zastanowić, a także rozejrzeć po otaczającym nas świecie i spróbować dostrzec to, czego zazwyczaj nie dostrzegamy.

Największy z cudów

Jezus, wcielony Bóg, żył pośród nas dwa tysiące lat temu. „Wszedł między lud ukochany, dzieląc z nim trudy i znoje”, jak napisał Franciszek Karpiński w polonezie „Pieśń o narodzeniu Pańskim”, który my nazywamy zazwyczaj kolędą „Bóg się rodzi”. Czytając Ewangelie, możemy odczuwać pewien niedosyt, bo uzyskujemy z nich informacje jedynie o trzech latach z życia Jezusa, tych związanych z Jego publiczną działalnością. Cała reszta Jego ziemskiego życia przed chrztem w Jordanie, jest nam kompletnie nieznana. Wiedza o tym, jak Jezus żył przez ponad trzydzieści lat, nie jest nam widocznie potrzebna do zbawienia, ale ponieważ życie nie znosi próżni, różni autorzy w apokryfach uzupełniali te białe plamy własną wyobraźnią. W tak zwanej „Ewangelii Dzieciństwa Tomasza” mały Jezus ukazany został jako rozkapryszone dziecko, beztrosko szafujące na każdym kroku Boską wszechmocą.

Autor, niewątpliwie pobożny, miał niestety dość prymitywne wyobrażenie na temat tego, jak to jest być Synem Bożym. Osobiście myślę, że te lata przed chrztem, których nie opisano w Ewangeliach, miały dla Jezusa wielkie znaczenie, bo był to czas, kiedy po prostu żył jak człowiek, zwyczajnym ludzkim życiem. Wyrastał w pewnym środowisku, w którym uczył się i pracował. Tak jak każdy człowiek miał bliższą i dalszą rodzinę oraz krąg znajomych. On naprawdę dzielił z nami trudy i znoje.

Jezus potrzebował tego zwyczajnego czasu, który trwał ponad trzydzieści lat. Bóg stał się człowiekiem, nie tylko po to, aby nas zbawić, ale także po to, aby po prostu być człowiekiem! I to jest, powiedzmy sobie otwarcie, cudowne. Największym z cudów paradoksalnie jest to, że Syn Boży, wcielając się, dał nam najbardziej radykalny znak, że Bóg jest z nami. Największym cudem jest to, że Bóg to Emmanuel i że ten Bóg, który nas zbawia, czyni to jako człowiek, który wraz z nami kocha, cierpi, smuci się i raduje, doświadcza wszystkiego co my (z wyjątkiem grzechu), a wreszcie oddaje za nas życie. A przecież ten największy z cudów dokonywał się także w codzienności ówczesnych ludzi. W ich zwykłym życiu.

Różni ludzie spotykali się z Jezusem, jedli z nim posiłki i rozmawiali. Nie przypuszczam, że rozmowy te dotyczyły wyłącznie wzniosłych spraw. Mogły dotyczyć pogody, upodobań kulinarnych i tysiąca innych rzeczy. Razem z Jezusem ludzie odpoczywali na zielonej trawce. Łowili ryby. Grzali się przy ognisku. Śmiali się wspólnie z dowcipów. Byli z pewnością tacy, którzy posiadali w swych domach meble lub sprzęty zrobione przez Jezusa, kiedy jeszcze pracował jako cieśla.

Może nawet mieszkali w domach, które postawił, bo cieśla to nie tylko stolarz, ale ktoś, kto także buduje, używając drewna. Zawsze fascynował mnie ten okres historii, to znaczy czasy, kiedy żył Jezus. Byłoby wspaniale móc żyć w tamtych czasach, choć oczywiście nie jest powiedziane, że w ogóle spotkałbym Jezusa, a nawet gdybym Go spotkał, mógłbym tego nie zarejestrować w swej pamięci. Wielu ludzi spotkało przelotnie Jezusa i nie mieli w ogóle pojęcia, kim On jest. To było zwyczajne życie. Ale wokół ludzi z tamtych czasów dokonywał się niezwykły cud… Razem z nimi był Bóg.

Bartolomé_Esteban_Perez_Murillo_008
„Święta rodzina” Murillo, 1650 r., Muzeum Prado, Madryt, Hiszpania

Ewangelia według św. Mateusza kończy się przedziwną obietnicą: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Oznacza to, że Syn Boży jest przez cały czas Emmanuelem. Mimo iż upłynęły dwa tysiące lat od momentu, gdy ziemia czuła dotyk Jego stóp, my ciągle możemy dotknąć Jezusa, bo jest On obecny w Eucharystii. I ten cud Jego obecności dokonuje się przez cały czas.

Będziemy robić większe cuda niż Jezus?

Ewangelia według świętego Jana, przekazuje z kolei słowa Jezusa, że wierzący w Niego, będą dokonywać rzeczy większych niż On (J 14, 12). Są to słowa tak szokujące, że nie wiadomo, jak się do nich właściwie ustosunkować. Jak możemy dokonywać większych rzeczy niż Jezus, który chodził po wodzie, uciszał burzę, rozmnożył chleb, uzdrawiał i wskrzeszał zmarłych, rozkazywał złym duchom, zamienił wodę w wino i dokonał wiele innych rzeczy, a „gdyby je szczegółowo opisać, to (…) cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać”, jak stwierdził Jan Ewangelista z właściwą sobie emfazą (J 21, 20). Ale czy Jezusowi chodziło w tym momencie o spektakularne cuda? A może tą większą rzeczą jest życie zgodnie z nauką, jaką Jezus zawarł w kazaniu na Górze? Nie bagatelizujmy naszego zwyczajnego życia. Być wiernym… Nie ześwinić się. Podnosić się z upadku. Stanąć w prawdzie… To jest naprawdę coś!

My faktycznie nie dostrzegamy cudów i myślimy, że nasze życie jest zwyczajne… A przecież jeśli się nad tym zastanowić, każde poczęcie jest cudem. Nie było człowieka i jest człowiek, i to posiadający nieśmiertelną duszę. Nawet jeśli poczęte dziecko umrze przy porodzie, albo w łonie matki, jego dusza będzie istniała bez końca. Kiedy urodziła się moja córka, a potem syn, uświadomiłem sobie, że być może za tysiące lat, będzie chodziła po Ziemi niezliczona ilość moich potomków. Każde narodziny dziecka oznaczają niewyobrażalne wręcz konsekwencje dla przyszłości. I to jest cudowne! Ba! Życie każdego z nas jest cudem

Tekst został pierwotnie opublikowany 27 stycznia 2017roku. 

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę